wtorek, 30 grudnia 2014

Męskość

Leżymy na starym tapczanie
z drżącymi palcami
nie rozpoznaję twojej twarzy
byłem wczoraj zbyt pijany

zapach perfum i spalonego tytoniu
wylewa się z tej pościeli
skrzepły w martwym punkcie
wypiłem resztki które zostały w butelce

pamiętam wczoraj,
kolorowa migawka jak z tv
trochę uśmiechu jak z sitcomu
trochę płaczu jak z opery mydlanej
pamiętam

wychodzę z tego
żółć brnie z żołądka
paw
kolorowa jutrzenka barwnej zabawy
upitego dziś wieczoru
luną otulonego wierzchem dłoni


Szkło
Szkło lustrem mym
Ucieszony chłopczyk
spalony mężczyzna
bez wyrazu
pogardą napełniony
z głową wśród gałęzi
mroźną porą
otulony

piątek, 26 grudnia 2014

Pochwalmy swoje.

     Tak jakoś smutno jest, gdy cudze chwalimy, a swego nie doceniamy. A przecież wspaniały język mamy, z gęsiami się nie dogadamy. Brzmimy zbyt ładnie. Także kradnę twórczość, by bez faworyzacji uczcić piękne słowa Twórców wyższego kalibru, a może po prostu bardziej znanych.
 
 
Czesław Śpiewa Miłosza - Postój Zimowy



Mela Koteluk - Fastrygi


Dzyn, Dzyn, Dzyn

W wigilijnym nastroju rodzin miliony dziś świętuje
wyczekuje gwiazdki na niebie, by przysiąść przy stole.
Pachnącym tłustym, jakże tradycyjnym jedzeniem.
Wszyscy idealnie opakowani w garnitury i spódnice.
Będąc wśród swych najbliższych w blasku kominka grzańca popijać,
by zapomnieć o życiu.
Święta, czy też może Christmas Time.

Ubraliśmy dziadka we wdzianko Mikołaja.
 Czerwone spodnie, Czerwona marynarka
Broda trochę za ciasna,
Siwa, ale jakże długa.
Prezentów rozdał stos,
dla dziewczynki, dla chłopaczka
najadł się ciasteczek,
wypił szklankę mleka
wybył.
Wrócił  nasz kochany dziadeczek.

Było wesoło.
Kolędnicy nam zaśpiewali kolędy,
które pomylili, bo jakieś takie dziwne wersy.
Lulajże Jezuniu zakołysało, a może to było  coś innego.
Międzyludzkie trochę za bardzo po polskiemu.
Zero siedem, może trochę z tego  pół litrowego.

Barwnie, trochę zbyt kolorowo
światełka rozkwitły wśród rodzinnej atmosfery
Ale na pewno każdy z nas mógłby pożyczyć sobie nawzajem
z opłatkiem w dłoni i uśmiechem na twarzy
Wszystkiego dobrego,
wspaniałego,
dobrego,
świetlistego,
pełnego nowej nadziei,
barwnej,
i tak dalej...
Niech se myślą co chcą,
ja i tak życzę Wam
WESOŁYCH ŚWIĄT!

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Jad

Jad wylewa się z mych ust,
przelewa kamienne tygle.
Pali me usta,
rani gliniane postaci.
Jad płynie mymi aortami,
niesamowicie prędko
niszczy kruche sylwetki.

Kusi.

Walczę z wężem we mnie,
niszczy osobę mego "Ja"
brnie przez przełyk
do ust.
Gnijący w środku
z dziurawymi płucami,
dymem trujących liści osmolony.
Krąży wokół.

Brnie.

Zabijając człowieczą,
międzygalaktyczną wiążącą
chęć poznania.
Jad wylewa się z mis.
Nie wiedząc dlaczego.
Szatan krzyczy w mej głowie.
Dla obrony ducha mego.

Zabija.

W stukocie samotnych obcasów
męskiego obuwia.
Idę wśród nocy bezgwiezdnej.
Tak ciemnej, jak atrament.
Idę,
idę jeszcze chwilę.
Szepczę "przepraszam"
nie ma nikogo,
kto chciałby usłyszeć te słowa.

piątek, 19 grudnia 2014

Człowiek, dziwny człowiek...

Tak w sumie przyglądam się facebook'owi, tu porzucone psy, tam terror w schronisku.
I rodzi się myśl, skoro macie psiaka to go miejcie, a nie że podrośnie to go wyrzucacie,
 bo na spacerki nie chce się chodzić,
 bo karma jest droga,
bo gryzie skarpetki,

piątek, 12 grudnia 2014

#

Nie wiem jak to się dzieje,
że Bóg ciągle z nas się śmieje.
Że istnieć nie potrafię,
bo boję się, że strzelę gafę.
Wśród tysięcy, setek, milionów.
Rozkojarzonych faktów,
dalekich od domu.

Przerażeni w świecie
innej ziemi są już nasze dzieci.
Nie pali ich wstyd.
Żyją w świecie bez granic,
bez barier naszych.
Szklanym światłem ukojeni...
Chyba jednak pobłądzeni. 

 

"A" jak...

Kimże jesteś człowieku,
że zwiesz się Artystą?
Czy twe szepty złotem odziewają rzeczywistość?
Czy twe płótna barwią krańce świateł?
Czy twe wzniosłe próżności kradną światu mętne szarości?
Ganiając się z ogonem ludzkich natchnień
niezrozumienie.
W kręgach pól
porannym słońcem otulony świat.
Ku  uciesze czas jedynym materiałem
wartym uzniania.
Wariactwo życiem pomalowane.
Co dziś z tego, że masz?
Co jutro z tego, że było?
Ogień wnętrza pali się
tak barwnie,
tak ciepło.
Dziś mym Artystą
jest piękno.
Dziś mym płótnem i pędzlem
jest rosnąca niezbadana
rzeczywistość. 


poniedziałek, 24 listopada 2014

Blackjack

24 listopada 2014
godzina 11:52.

     Minął dzień od moich urodzin. Czas na rachunek za ten rok.
         Po pierwsze -  3 rok studiów poszedł/idzie bez zarzutów. Idziemy do przodu. Etap się skończy, pora przyjdzie na następny poziom. 
         Po drugie - Znajomi? Różnie z tym jest. Ci co byli zawsze. Są nadal. Nie oceniam, większość końców to moja wina. Pora to zmienić. Pora na wpisanie życzliwości w swój słownik osobowości. Podobno nic nie kosztuje, a wiele dalej. Tutaj cudowna prośba do osób, które to czytają. A być może Was znam. Proszę o zwracanie uwagi na to co jest tu, a co pokaże rzeczywistość. Jeżeli realia będą sprzeczne. Poprawcie.
        Po trzecie -  Życzę sobie sukcesów, jeszcze lepszego siebie za rok! Empati, zrozumienia dla innych, cierpliwości, pokory. Delikatnego promienia słońca, który muśnie mą twarz i stopi lód. Wszystkim dziękuję za ten rok. Był dla mnie wielki. Trzymam siebie za słowo, iż będę lepszy. Muszę.

sobota, 15 listopada 2014

bezpatosunikłetreści

Melodia zjadła dziś na śniadanie,
pięknych słów setki.
Złączone, nigdy nierozdzielone,
nutki w zamyśle odnotowane.
Iskry mroku nadały odłamek światłu.
Różowe okulary widziały znowu,
podnoszącego się człeka
który żyć nie umiał, a dał radę
oprzeć się śmiertelnemu strachowi
w nowiu. 

czwartek, 6 listopada 2014

Bądź sobie...



   Wspaniałością jest bycie szczęśliwym, ta nieodparta radość to sukces, na skalę makro. Gdy zanikają bariery między tym co siedzi w głowie (te złe duchy, które tworzą pochmurny dzień w myślach) oraz tym co robimy przeciw temu to szczęście. Iść do przodu ku przeciwnościom. Skąd to mi się wzięło?
Jak już wcześniej pisałem na temat facebook'a. Że jest doskonały do komunikacji międzynarodowej. Tak tez było w tym przypadku.

sobota, 1 listopada 2014

Grandpa

W kunsztownie zapakowanym płomyczku,
rodzi się ikra pamięci niezmąconej
człowieczych słów pełnej smutki i żalu utulonej
Będąć wśród kamieni, w listopadowej mgle mój drogi człowieczku.

Stefanie, nigdy nie znałem Twojej twarzy,
rosły z Ciebie chłop był, zamknięty w strachu przed porzuceniem
porośnięty goryczą życia tamtejszych czasów, niespotkałeś się ze zrozumieniem.
Stefanie, choć tak naprawdę brakło czasu, iskierka nadzei wciąż się jarzy.

Już leżysz kilkanaście lat w drewnianym pudełku
ganiając się z Panem, w czyśćcu
Może jesteś już w niebiańskim gajerku.

Zapomniany przez setki, przyjaciół tak zwanych
istniejąc w niepamięci, rodzinnych zdjęć, rodzinnych wspomnień
Dziś w listopadzie, obudziłeś się w świadomości wszystkich tych pozostawionych.

niedziela, 26 października 2014

Totalna Prywata - 5 dni bez facebook'a.



Dzień 1
       Czuję się dziwnie, nie istniejąc w świecie iluzji. Czuję się trochę rozproszony. Nie wiedząc "co się dzieje w świecie". Aplikacja na Smartfonie bezczelnie pokazuje, że napłynęły nowe powiadomienia, zżera mnie ciekawość. Ciekawość pali żywcem, pojawia się nuda, gdybym tam przebywał, pewnie też bym się nudził. Czuję wyobcowanie, nikt nie dzwoni, jedyny "kontakt ze światem" to telewizja i portale informacyjne. Facebook nęka z każdej strony. Ilość powiadomień wzrasta. Wyłączyłem otrzymywanie wiadomości z messengera. Co ciekawe, nie ma możliwości zatrzymania "do odwołania". Są tylko przedziały czasowe 15 minut/30/45/1 godzina/2/5/12/24. To narzuca pewne uzależnienie. "Wejdź, zobacz co się stało". Co się stało? nic się nie stało, ktoś jeżeli będzie chciał się odezwać, odezwie się, niekoniecznie przez Facebook'a. Mam przynajmniej taką nadzieję. Zasiadam do książki. Miłego dnia.
W ten sposób aplikacja pokazuje mi, że COŚ SIĘ DZIEJE.






niedziela, 19 października 2014

Ciche krzyki

Za gęstym powietrzem oddychając,
dusić się wśród smrodu człowieka.
Gorzkniejąc z każdą porażką
jaką nasunie bezczelny los.
Szydząc z każdego upadku,
Krążąc nad ofiarą,
Depcząc każdego, kto marzy o jutrze.
Kto inność swą wyznaje,
skrzydła ma ucięte.
Skrupulatnie psując mądrość
z mięśnia pełnego krwi.
Blaknąć wśród pełni barw.
Osuwając się z chmur do twardej ziemi.
światła zgasły.
Marznąć wśród ognia,
Zakrzepły wśród płynności.
 Jutro bardziej uśmiechnięte od dziś.
Wzniosłe przykazania, obietnice.
Jutro.
Krztusząc się symbiozą z innym człowiekiem.
Rosnąć wśród rycerzyków i aniołów
w głowie mej.
Zrobić coś, szczycąc się niczym.
Jutro.
Porażony swym geniuszem,
Klaskając, bo "dziś" za dwie godziny pryśnie.
Magiczny dzień nastąpi jutro.


piątek, 17 października 2014

Dorosłości brama

wśród gęstych lasów,
doszedł do drogowskazów
tam niejasno, trochę zadrapane
fwie Prawdy
i trzy fałsze
poszedł ku prawdzie
a tam ludzie podli
pogardliwie rzekli do niego
istniej
jakby jutra nie było
Ryknowszy śmiechem
Zbesztany z błotem
brudnie ślamazarnie
pytawszy dlaczego?
Usłyszał bo wielkie nic?

Chwila, chwila,
Nie tak nas uczono
mów tak by kogoś
nie zraniono.
Myśl jak Babcia kazała,
musisz musieć,
by było wiadomo,
że matka rację miała.
Fałsze urosły do nieskończoności
mityczne prawdy naszych przodków
zginęły w chwili jednej.
Zarzekając się nigdy, zawsze
rozmyślając o chwili poprzedniej,
Łoże w którym sen zakończył swój żywot.
Łoże, które swym magnetyzmem
stworzyło niewolnika, zakodowanego nie-walki z okultyzmem.
Ślamazarnie słuchając bliźniego.
Zapomnieć wyciągnąć mózgowia z szafy.
Porażony wpojonym życiem,
Demonom przeszłości oddać swą naturą.
Oraz od narodzin upajany "kulturą" i ryciem.
Nie myślał, nie był, nie istniał.
Stworzył człowieka, którym nie był,
By ktoś starszy mógł powiedzieć co za debil.
Wiedząc o wszystkim, nie znając niczego,
istniał w świecie pełen przeszków i nieprawd ludzi,
którzy życia nie mają swego.

Każdy wujek "dobra rada"
Każda ciotka wychować chce tego barana.
Poczuł się wreszcie silny,
zerwał kajdany odszedł w niepamięć,
palony bezwstydem,
odszukał swe drogi.
Już nie istniała Prawda i Fałsz
Już nie istniał Gniew i Spokój.
Zabrał swe życie w świat
w końcu się uwolnił od tych rodzinnych krat. 

środa, 8 października 2014

Fale

Błądząc wśród fal,
kresem sił, które Bóg nadał nam,
Przepłynąć na kres,
rozszalałych myśli, które
utopić pragną,
w końcu przyszedł na to czas.

Rozdrapane rany,
smuga kier,
rozmywa się na tafli.
Echem krzyk się odbija.
Gniewem popędzeni
znienawidzeni w sekundę,
Ukryta szczerość
w ciszy.

Będąc wśród naszych poplątanych w poplątaniu
przemyśleniach nijakich,
zrozumieniu wciąż umykać,
cokolwiek czyniąc
 i tak  tylko co w wierze
nie przemija.

Pasja się spaliła,
Rozkosz gdzieś się ulotniła,
Szczerość się rozkrwawiła.
Miłość się zabiła.
Niosąc chryzantem bukiety
chcąc nie chcąc
wiele złego uczyniła.
Mężczyznę osierociła,
Żeńskie piękno roztrwoniła...

wtorek, 23 września 2014

List do siebie.

Co z tego że żyję?
Czy nie zabieram tlenu potrzebującym?
Czy nie kradnę komuś miłości?
Czy gubię wątek istnienia?
Nie wiem,
Być może.
To ta cierniowa sfera.
Potwonym koszmarom
oddawać pokłon.
Budząc się rano,
zasypiając co noc,
Krzątać się wśród
poplątanych emocji.
Odbierając,
czasem dając.
Czy nie problem w tym,
że żyję i mam się dobrze?
Mimowolnie brakuje oddechu.
Gubiąc się w swym rozrachunku.
Biorąc życie za łeb.
Nie czekając na to jaki będzie tego kres.
Kiedy nastanie choroba
wtedy ginąc w samotności.
Trącany kijem niezbyt przyjemnych gości.
Banalne to wszystko
Pytań szerokie grono.
Odpowiedzi  jakby takie niewidzialne.
Zwracam się do Boga czy też mogę
oddać się ciemności.

Pozytywka

zamknięci w lustrach,
powykrzywiani w odbiciach,
zgrabnie barwią zagadkowe twarze,
rosnącą niewiadomą,
ciemnością nie stłamsić.
Karmić grymasem uśmiechu
straszne postaci.
To My,
to Ja,
to Ty.
Te istnienia istnienia nasze w pudełku zamknięte.
Patrzą na nas z góry,
w pozytywce różowej pogubieni.
Wśród nas samych porażeni istotą rozkoszy.
Muzyka brzęczy, obrazy bardziej śmielsze.
Kręcąc się w kółko trzymając się za ręce
Zamknięci w sobie.
Ciszą się karmiąc. 

poniedziałek, 22 września 2014

Studnia

Grzesznymi gestami ucieszę brać,
spalać rosnące w nas szczęście.
Choć mijając się z prawdą istnieć w amoku.
Upojony emocjami nieprawdziwymi,
zęby szczerzyć, w dobroci chwili.
Forma przerosła treść,
Idea istnienia naszego przejaskrawiona.
Mimo chmur, rosnąć dla chwili naszych,
które były, są i będą.

niedziela, 7 września 2014

Kara nocy nieprzespanej.

W krótkich barwnych chwilach,
barwnych jak wiosenna jutrzenka,
przerosły godne oczekiwania
miłości nastałe, blakłe.
Płci przeciwna jasna i rosła w oczekiwaniach,
butelki trunku padły w blasku księżyca.
Rosły niespełnione,
godne następnego jutra.
Pobladłe twarze spoglądają na wszystko w okół,
Choć jutrzenka trwa w nalepsze,kosze.
niesprawiedliwy Bóg karze myślą,
sumieniem,
by pamietać o tch, których uczucie uplotło,
jak wiklinowe kosze.
Majowe słońce, wybrało nie odpowiednie słońce
by świecić w najlepsze,
blaski świata kochać chcą wszystko różne,
ale zostaje tylko Ona.
Ta niesprawiedliwa, która ryknie
przed skazanym,
przed prawdy mijającym osobnikiem.
Choć bije północ przy tronie swym
sięga każdego,
 Przerosła chwila nad treścią,
Przeniosła swą moc galaktyczną,
wśród świtów i blasków
wśród zmierzchow i  mroków.
Gdzie godząc to co nie uniknione,
a to co nie przeminie,
wśrod nieznanych słów,
których brakło.
Umrzeć pozostało. 

poniedziałek, 1 września 2014

obyczaje.

W szeregu za zbawieniem,
gorejącej wierności szukać
nie szukając.
Krzycząc głośno o swej wierze.
Flagi o niebiańskich barwach
chowają w głębinach starej komody.
Ucząc etyki życia,
zapominając o swym życiu.
Ciągle brnąc ku zbawieniu.
W słoneczną niedzielę biegną
w spranych garniturach,
by Kowalska zobaczyła.
Jakże wspaniali to ludzie.
W domu bluźnierczy wrzask,
drzwi na cztery spusty zamknięte
przed Panem z koroną na głowie.
W szczurzej norze zamknięci
zamroczeni białym trunkiem,
mądrości nadawać niemądrości.
Cokolwiek, by nie zrobić
Polak, wie co dla świata najlepsze.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Nocne przemyślenia.

Ja wiem, że nie łatwo iść
ze mną za rękę.
Ja wiem, że nie wszystko co robię
jest właściwe.
Ja wiem, że ranię słowem,
ranię gestem,
ranię spojrzeniem.

Zanim początki będą miały
swój pierwszy krok,
nastaje listopadowy mrok.
W przybliżeniu o lata świetlne.
System wartości przeplata się
z dumą, pychą.
W złotej erze nie ma uśmiechów.
Pustka odchodzi na stracenie.

Ja wiem, że definicje miłości bywają złudne.
Dla Ciebie ręka w rękę,
objęcie,
czucie, że duch jest objęty innym duchem.

Mroczne blaski, zjadają paletę barw
majowych chwil.
Będąc przy, jestem za.
Będąc przed, jestem przy.
Godnie byłoby odejść,
niepotrafię,
czekam, jestem, wiem.

sobota, 23 sierpnia 2014

Papierowy.

blady chłopiec kredką narysowany
z lekkim uśmiechem idzie przez jasną
kartkę papieru.
Będąc na dziesiątej stronie
widzi różowiutkie serce bladej dziewczynki
czuje tylko tyle ile mu kazano.
Patrząc w dal uśmiech narysowany
Ona bladym uśmiechem przerysowanym
czeka.
czeka na kogoś, ale nie wie na kogo.
Dmuchnął serduszkiem
trzy kartki dalej....
Patrzy i już jest zakochany...
Ktokolwiek czekał na to  co z nimi się stanie już nic nie wie.
zeszyt rzucony do ognia.
Oko spragnione miłości jeszcze spogląda
widzi taniec wijących się języków
pana bladego i pani białej.
taniec w ogniu
serce wyrywa się z ciała
podarować wszystko tylko na tyle go stać
tylko na tyle ma odwagę.
Choć na chwilę wyrwać się stąd
by zrozumieć.
Jak trudno być człowiekiem.
Choć papierowy bardziej ludzki,
niż nie jeden z krwi i kości.

wtorek, 19 sierpnia 2014

.

Konstrukcja umysłu
prosta, nieco zgrzybiała.
Myśli zimne chłodzą czułości pęki.
Biadolenie pełne swej mocy niedzisiejszej,
a wczorajszej, też kilkuletniej.
Choć rozwijać skrzydła osoba chce.
Chowa się pod naciskiem
"kiedyś było tak"
Przecierając szlaki,
Które poznał jeden taki.
Usłyszał, słów kilka od tamtego z lewej,
Że to co robi jest złe i skończy
w piekle, może w chlewie.
Zgrabne opakowanie,
Czerwień na ustach,
Paznokcie piękne,
drogie i zadbane.
W próżności,
smutki i żale
zaniechane.
W małżeństwie, na zewnątrz uśmiechów masa.
Ciągle, krzyk i rozczarowanie,
momentów podszytych kryzysem
cała paleta, skala.
Pławiąc się w szczęściu i dostatku,
Ukrywa swe smutki
przed tym co może mieć
jakiekolwiek skutki...
W gestach, w spojrzeniach
strach otwiera drzwi,
które chciały być zapomniane
w ludzkich stworzeniach.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Kamienie

Spacyfikowany pociskiem oddechu okrucieństwa,
przejechany dorożką końców początku.
Przewrażliwiony na nicość.
Postrzelony barwami obojętności, w bruk wgniecony,
grzmotami strachu mas ogarnięty.
Będąc u schyłku mocy,
pragnąc sekund szczęścia,
trwającego nieskończoność.
W liczbach wynaturzeń słodkich żywota,
Nie bratać się z pesymizmem.
W cieniu odnaleźć brata,
ku trwaniu przy swoim.
Choć długa noc,
krótki sen.
Będąc zawsze przy sobie
w myślach Twoich.
Karmiąc się miłością niespełnioną,
grzechem niesplamioną.
Ratować wszystko co zostało z nas
pomimo brudu, jaki ogarnął relację.
Nic sięga,
czas kradnie nas.
Z dnia na dzień.
Ku ziemi.
A życia łatwiej brać głębokie wdechy
w zapomnieniu.


czwartek, 14 sierpnia 2014

Szloch.

Z okazji minionych lat,
pragnę rzec,
że nic nie było warte.
Z okazji minionych lat,
chcę rzec,
że życie płynie zbyt szybko.
Patrzę na to wszystko,
gdzie słońce pali skórę,
gdzie księżyc budzi złe duchy.
Gdzie w strukturach błyskotliwych
ludzi,
jeden mądrzejszy od drugiego.
Tam pełen nieuczciwych zamiarów chłopczyk.
Tu biedna zapłakana dziewczynka.

Podążając własną ścieżką,
obok siedzi niezbyt przyjemny pan,
pod biało czerwoną flagą,
sięgając szczęścia,
za którym tęsknił
przez swój żywot,
długi,
piękny,
pragnąc wierzyć,
dotknął rzeczywistości.
Gdzie godziwego życia tknął
tylko tyle,
ile marzeń w wyobraźni
zostało.
Trudząc się,
pękając i modląc się
nad przyszłością,
pragnie umrzeć w ciszy.
Tylko tego.

Tylko,a może aż
bohater życia i marzeń
umrzeć spokojnie,
bo to co przyświetlało cel
zamienilo się przez czas
w smutną maź,
w której nikt nie odnajdzie swej myśli
wśród smrodu,
nie odnajdziesz nuty perfum.

piątek, 8 sierpnia 2014

Okiem rzucone.

Gdy przychodzi taki moment,
gdy czujesz, że coś jest nie tak,
światłem setek słów,
chcesz urzec duszę uwikłaną
w swe przemyślenia,
dziwaczne, pokryte mchem.

Będąc u kresu,
między ciszą, a słowem.
Wypalać ciało spojrzeniem.
Błękitnym okiem,
zabrać tę odrobinę
godności,
jaka została
by nie mówić tego,
czego moglibyśmy żałować.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Co jest nie tak?

I choćby lufa doskonale leżała przy skroni,
i choćby drzewo gałąź mocno trzymało,
gdzie lina zawisłaby silniejsza, niż zawsze
i choćby żyletka ostra, jak brzytwa
zostawała po sobie cienkie czerwone
rozterki.
i choćby trucizna paliła gardło i odebrała
oddech dławiący.

Choćby brakło anielskich słów.
Ty w duszy czysta,
na ciele splamiona,
nie poradzisz.

I choćby zamknąć oczy w wannie,
czekając na umilknięcie płuc,
i choćby poddać się temu panu
w czarnym odzieniu,
i choćby brakło tlenu w oddechu.
i choćby rzucając się pod koła
piszczącego wozu.
Czekając na kosę Pana śmierci.
czy nie zastanowić się po co?

Bo choć świt pełen mroku,
bo choć nadzieja pełna smutku,
bo choć szczęście zamienia się w łzę.
To jednak warto wierzyć...

I choćby przerosły cię oczekiwania bliźniego,
i choćby zabrakło odwagi, by powiedzieć swoje zdanie,
i choćby czarny rumak zawył nad twą śmiercią,
nie istniejesz, bez siebie,
pełen smutku, pełen gorącej krwi,
która płynie w tutejszym ciele.

Choć brakło ci odwagi,
choć smutku nikomu nie nadałeś,
pamiętaj...
Sobie życie odebrałeś,
ale innym problemy swe oddałeś.
Stojąc w mroku,
Stojąc na straży przed snem
okrutnym.
Bądź...
Nic nie wiedząc
spaprasz innym
to na co nie miałeś odwagi,
bo jesteś brzdąc.

Matce jej dziecię odebrałeś,
co roku w listopadzie opłakuje
przy kamieniu...
Codziennie sny na jawie
karmią koszmarem życia,
że nie znała swego syna,
że nie znała swego dziecięcia.

Czy coś mówiłeś?
Czy mówiłeś, ze nie masz po co żyć?
Czy mówiłeś ile zła cię otacza?
To ci powiem człeku.
Złem jesteś ty,
złem jest twoja myśl,
którą upajasz swój chory umysł.
złem jest twój psi skowyt.
Umarłeś, spaliłeś swe ciało,
dla popiołów,
popiołów, które widziałeś,
choć ich nie było.
Sam jesteś powodem
mroku jaki cię pochłonął...

Modlitwa

Dostałem tylko milczenie,
dobry Boże.
Choć pragnąłem usłyszeć
niezliczone ilości słów.
Gdy pragnąłem spokoju,
dostałem śmierć,
Gdy pragnąłem miłości,
dostałem legiony Sukubów.
Gdy chciałem być kimś,
zostałem sponiewierany.

Choć być może to są Twoje
odpowiedzi.
Choć słowa łatwiejsze,
by były w swej rzeczywistości
nijakie, bądź pełne wartości.
Chciałbym zrozumieć,
ile światu jestem potrzebny Ja,
a ile zedrzeć warstw mej
duszy muszę zerwać,
by ukrócić mej
ignorancji i próżności.

Dobry Boże,
Czy czytasz me wołanie?
Ja nie chcę istnieć,
jako półśrodek
w świecie pełnym
głupich zagadek.
Chcę wiedzieć na czym stoję,
chcę słyszeć w czym problem,
od kogo muszę pobrać lekcję.
By zrozumieć człowieka,
by podjąć tego dobre i złe konsekwencje....

Pragnę wierzyć w moc ducha człowieczego,
ale w tym gównianym świecie jest
tyle złego.
Choć pewnie ja to widzę z tej perspektywy,
że jestem bez winy.
Choć to niemożliwe,
gdyż wiem, że ma próżność wznosi się przez wieczną chwile.
Choć nie chcę w niej trwać
to jednak muszę
Twoje dzieci zabierają każdą
dobrą duszę.

Pragnę wierzyć,
w człowieka i słyszeć od Ciebie wołanie,
czy robię dobrze, czy może nie robię nic wcale.
W gruncie rzeczy istnienia nie rozumiem,
jak walczyłem, leżałem na dnie
jak nie tknąłem myślą,
serce dudniło melodią przebrzydłą.

Choć przepraszam Cię,
Bo nie wypada,
ale kurwa!
Jestem stworzony na Twe podobieństwo
a wszystko co od Ciebie otrzymuję,
to człowiecze okropieństwo...

środa, 30 lipca 2014

Dusiciel.

Paskudny wąż nie udusił nikogo,
przeslizngął się obok,
nikogo nie złapał.

Zły w swym postępowaniu,
targnął się na następną zdobycz,
choć brakło subtelności,
brakło łgarstwa,
w jakim żył.

Poskromił, to co by zaistniało.
Zrzucić skórę musi.
Choć zabrakło kilku płynnych
ruchów.
Brakło jadu, jakim mógł
napoić swoją ofiarę.

Odrobiny,
jaką mógł uśpić
jej kołatające serce.
Brak jej  siódmego skrzyżowania,
A może brakło pamięci
o nim...

Tak splamiony
uwiesił się na drzewie,
na którym zaplanował
zgrabnie usiąść,
bezgranicznie wierząc
w swoje siły,
bezganiczne pragnąc
tylko cierpienia,
by samemu istnieć lepiej.

Brakło mu odwagi,
by zaistnieć wtrórnie.
Czekając jak
zeżre swój okropny,
paskudny,
brudny,
niechlujny,
bezczelny
ogon.

niedziela, 27 lipca 2014

Cóż począć?

Wrzaskiem i czułości chwilą
mieni się jego życia blada twarz.
Pragnąc jej,
drapiąc swe rany niepogojone.
czegoś tu brak?

Pędząc na złamanie karku
pożądać tylko tej jedynej.
We śnie i na jawie,
 zabłądzi w tej całej miłości
koniec końców jej uśmiech nie mówi,
ile znaczą wysiłki jego ....

Choć nie potrafi powiedzieć
"Kocham Cię"
Nie dlatego, że ona nie pokocha jego
Nie dlatego, że w gruncie rzeczy
łaknie odrobiny złego.

Tylko po to, by księżniczka się zbudziła,
zjadła kęs jabłka,
zgubiła swe ciało w jego ramionach.

Choć błądzi nie potrzebnie,
pragnie znaczyć coś więcej.
Bestia w nim niemała,
anioła potrafi
wszakże odrobinę wyzwalać.

Pędząc na złamani karku
żąda tej jedynej.

Choć jej oczy dziwne,
 bliżej nie opisane
nie wie co począć,
gdy widzi jej jasno-brązowe
może z lekka zielone
może troszkę blade.
Nie wie...
Cóż począć?

Spoglądając na to wszystko
patrzę i nie wierzę,
ile miłość potrafi zmienić
i odebrać ludziom,
ku swej ofierze
dla bogów.
Tych, których i tak nie mamy.

sobota, 26 lipca 2014

Radary

A gdyby tak zamknąć się na jakiś czas
zamknąć się w czterech ścianach
Ominąć wszystkie poranki przy wspólnych
śniadaniach.

Zamknąć swój rozum przed nieznanym.
nie widzieć osób,
które przypominają
jak się starzeć mamy.
Gdzie z godnością żyć
ku kresu naszych dni.
Robić tak, by pasowało
sąsiadce.
Przecież, przez nas
i nasze problemy
źle się jej spało.

Deszcze ciepłe
schować w chmury,
człowiek moknie.
Kto będzie suszył te bluzy?
Słońce gorące wystudzić,
Jak można kąpieli sobie odmówić?

Nie wracać w nocy do domu,
Przecież można podpaść
mieszkającym w bloku.

Matka krzyknie,
Babcia ręką machnie.
To całe narzekactwo
To niezły bajzel.

Zamknąć się w czterech ścianach.
Ominąć wszystkie śniadania.

Nie słuchać plotek
starych ludzi.

Nie żyć miłością,
która niektórzych oburzy.

Nie siedzieć przy ekranie w nocy
Ekran jasny
razi kogoś w oczy...

Nie martwić się
w co się ubrać.
nie dać się ze swej niezależności
nabrać.

Nie patrzeć na paluchy,
które wytykają
jak się tamci ludzie opychają.

Gdzie maniery tego chłopca?
Przecież to chamstwo!
Powinna być chłosta!

Banku daje zarobić
kredytów masę bierze...
Taki głupi,
Pewnie wszystkie te pieniądze rozwali,
nic nie rzuci w ofierze...

Zamknąć się w czterech ścianach
słońcem się nie martwić,
nie żyć,
Czyż nie będzie jaśniej?

piątek, 25 lipca 2014

Natchnienie

Przewracam stertę papierów.
Słucham muzyki całe płyty.
Szukam inspiracji
By tylko słówami zapisać kilka zeszytów.

Literka do literki
Słowo do słowa
być może ładnie brzmi, 
a może jest jałowa?

Skrzętnie staram się wyswobodzić
myśli plątające się nocą,
aby określić czym jest życie,
a ile to tylko duchy jazgocą.

Szepty słychać przy w nocnych rozmyśleniach.
Zapomniałem tysiące wierszy,
Który z autorów tak grzeszy?

Słucham pieśni,
Czytam innych ludzi wersy.
Potrzebnie, a może nie?
Któż to wie.

W pokrzepieniu rzeknę na koniec.
Napisz zdanie, może kilka słów.
Może kochając,
może nienawidząc.
Może lubiąc
Może i nie.
Nie wiadomo dlaczego
chcieć kilkoma słowami
ducha ukazać,
ku czci sztuce
swej niezdobytej.

Pociąg

W pędzącym pociągu jadąc
Widzę tylko migoczące obrazy.
Wątpliwe to wszystko,
jak gonienie za światłem
z dna morza.
Paradoks.
Cieszy rozmyta myśl.
Ile tego wszystkiego zostało.
Czy w pył kruche ciało
w piachu nie legnie.
A może utopi się we śnie...

Zgodnie z instrukcjami od starszych,
nie wiedząc ile w tym prawdy
nie wiadomo, czy to dzięki nim.
Czy też może dla nich?
Mknąć wraz z blaskami
Przemijających chwil,
w uśmiechu bladym zielonej nadziei
Szukając tych chwil.
Tu jest szaro,
deszcz tnie po szybach.
A stacja za stacją mija.

środa, 23 lipca 2014

Nie płacz.

Nie płacz moja miła...
To nic nie da.
Zasłużyłaś na potępienie.
W gruncie rzeczy,
całego w wstrzępach mnie zostawiłaś.
trzeba było obudzić się wcześniej.
Kiedy to ten czas
stał w miejscu.
Kiedy pot spływał z naszych ramion.
Kiedy usta splatały się w tańcu chimer.
Nie płacz mała,
Jam Ci tylko mną.
Czy dziś, Czy jutro.
Było minęło.
Nie wróci.
Zasłużyłaś na wygnanie.
Z umysłu mego.
Będąc na samym dnie
rozterek piekących.
gapiąc się na słońca
w innych duszyczek wschodzących
nie mogłem wylizać rany.
Miałem tylko siebie.
Dziś zostań z sobą
i zasmakuj.
Poczuj smak
Szarej drogi ku
czarnej dziurze.

wtorek, 22 lipca 2014

Witraże

Strudzony mękami życia.
Zmęczony rokiem picia.
Z napuchniętą mordą
z kumplem mym
najlepszym witając się,
tak z mą wódką...

W szaleńczo szarym świecie
Czy to w zimie, też w lecie.
Upadajac w  szczątkach wiary.
Widząc jedynie bezlitośnie
krwawiące rany.
Tu dostałem wpierdol,
tam przywitałem się z ulicą.
Jedząc resztki zamieszkały pod
psią piwnicą.
Nie widząc problemu
Przechlałem mego syna
pierworodnego...

Dziś leżę tu w prosektorium,
zastanawiając się co to za montstrum...
W grudniu mrozem nietknięty
Przy odwiedzinach w tydzień następny,
w mieście kamieni i świec.
Zupełnie przez rodzinę pominięty.
Za płynem tym już nie tęsknię.
W piekle me miejsce.
Pełen pogardy i żalu
Zabiłem siebie.
Człowieka, jakim niegdyś byłem...
Dla tego całego pieprzonego alkoholu...

niedziela, 20 lipca 2014

Złota Kobieta...

W majestatycznych narodzinach
wyśnionych, jak każdemu z nas.
Za szkłem i lustrami weneckimi
złotówkę dostała.
Wzgardzając się przed
biedotą.
Potwory swe wzbudziła.
Anioły swe zabiła.
Rzucając padlinę, choć stać
na coś lepszego.
Złotówką dalej karmiona.
Idąc przed siebie,
Karmiąc swą próżność
oddalając się od istnienia
Ludzkim odruchom
"wymiociny" nazwę nadać.
Krętą drogą, zniszczyć obraz
jakim godność.
Wśród świateł
Wśród ciemności
Diabeł jeden,
a  w lustrze
nie widać zła
jaki stworzyła
idąc przed siebie.

sobota, 19 lipca 2014

Narodziny problemu.

W ciemnym grobowcu
złych myśli
iskrzących nad wrakiem
człowieka niegdyś
silnego, rześkiego
pełnej energii do życia.
Zatracającym się w teraźniejszym czasie
pamiętającym o złych chwilach w przeszłym czasie
i nie patrzącym różowym okiem na to co może stać się
w przyszłym czasie.
Goniącym za tym co palące
W ciemnym gorowcu
złych myśli
Ekwiwalentem gorejących słów szeptanych
w uszach, umysłach.
Pusta, smutek, litry łez.
Jedynie ptaki fruwające na dnie
zwiastują przyszłą burzę
srogą, bezwględną
piękną
by rozstrzaskać w pył
kamienie
kamienie, które
jak smoła zalewają ciało
bez powrotnie.
Burza uderzyła swym blaskiem.
Roświetłiła złe myśli
nadzieją.
Gula ugrzęzła w gardle szeptów.
Milkną.
Strach wybawieniem od smutków.
Biała poświata lepszych czasów
zrównała grobowiec...
Nikt dziś nie umrze w samotnej skale
myśli zjadających zdrowy rozsądek.

Stojąc z lufą przystawioną do skroni
Pan z łzami w oczach zrozumiał.
Gdyby nie noc, nie mógłby nastać dzień.
Dzień, który cieszy bardziej
niż pocisk w skroni.

piątek, 18 lipca 2014

Ruda

Lekko zuchwale, trochę niedojrzale
ciągle myśle o kiełbasie
Myślę, co by dać mym gościom
przecież nie mogą wyjść najedzeni przenośnią.
Na razie siedzę u fryzjera
Tu mnie przyciął, tam z lekka krew się wyciera.
Ale to nic i tak go lubię, że jego ręka to nie atrapa.
Siedzę i siedzę,
Skrobie, głaszcze niemiłosiernie
biadoląc o pogodzie, to wszystko takie bezimienne.

Ciągle myślę o tej dziwnej istocie
krzykliwej, mającej muchy w nosie.
Tu miła, tam sroga.
Jak do Boga to tylko trwoga.
przenikliwie szydzi,
oczernia i pali me szyki.
Działaniem swym niezmęczona
Zbiorem myśli bezczelnych upamiętniona.
Zapomniana wcale
Biorę głęboki oddech, bo to nie leży mi
najmniej.
Tudzież spodobała mi się ta kobieta
czerwone włosy, trochę ona nadęta.
Wypaść z pamięci nie może.
Żarówka w mózgu gasnąca nie pomoże.
Rude włosy jej,
Ciągle chrypi mój głos, jak przypomnę sobie
wdzięk jej.
Bezczelności, trochę kpiny nadało czaru
a to wszystko to nic.
Jakkolwiek by to nie zabrzmiało.
Lubię ją z czy bez szmalu.

czwartek, 17 lipca 2014

Uniwersum

W planetarnych zgięłku
gwiazdy mrugają do nas.
Ugrzęznęliśmy w czarnej dziurze
braku miłosierdzia,
gdzie wąż zjada swój ogon
by trwać.

W braku wszystko mieć
we wszystkim brak uzyskać

Krzątając się w kosmosie
zrywając skórę.
Jadem pluć na wszystkich
bo każdy inny.
Gdzie inny
znaczy groźny.
Tutaj w kosmosie
jednakie tylko
Ci którzy
uwierzyli w bladą plamę
świetlistą.

W braku wszystko mieć
w wszystkim brak uzyskać.

Strącając jaźń
na kryształy dziwnego proszku
zamienić.
Będąc skruszonym
słabego znaleźć.
W skurwysyństwie
hardość ducha
prawowitego
odkryć.
Jedząc truć
Dbać o siebie,
bo przecież można
można być ze snów
ukutym,
zbudowanym ze starszych gwiazd
lepką gliną zdala od meteorów.

W braku wszystko
we wszystkim braku uzyskać
.
Plątając się pod nogami
blask zabierać tym ważniejszym.
Uderzać w grząską glebę bez tlenu.
utrwalając nicość wobec potężnej
mlecznej drogi.
Klecąc bez polotu
nadgorliwość zmieszać z ucieczką.
Prawda
Światło
Nieodparta duma.
Zuchwałość zamieniana
w brak uzyskany.

środa, 16 lipca 2014

Pustostan

Rąbek tajemnicy
zaklęty w pustostan 
magii niezrozumianej.
Bladym świtem przywitany
ten szary nic nieznaczący
przypadkowy
krzyk. 
Jałowe ściany 
odrapane 
Surowymi przemyśleniami
Rozbite szkło
nie tępi krawędzi
jak brzytwa ostrych.
Z każdym oddechem
Arteria wolniej przechyla
puchar czerwieni.
Wybita szyba
jedyną ucieczką.

Mech tylko wdrapuje się
niepotrzebny i nijaki
zielony chwast
z miłości do trwania
w bezowocnym życiu
Jakkolwiek by trwać.
Jakkolwiek by istnieć
Plamiony odrazą i zniszczeniem.
beznamiętnie chwytając wilgoć
z opuszczonej niewinności.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Może w morze.

Może jutro będzie lepiej
może później będzie cieplej
może zabiorą nas kosmici
może spleciemy setki łapek i nici
Może zabierzemy marzeń kupę
może poskładamy myśli do ładu
Może wcale pieniądze szczęścia nie dają
może w morze utopi się za chwil kilka.
Bo człowiek to liczba mnoga myśli "może"
Ograniczonych do zwątpienia w siebie.
Nic nie zrobi, gdyż odwagi brakuje na działań kilka.

Patrząc za siebie, zbiera rozmyśleń blaski
By przetrawić przyszłość i przeszłość.
Może brakuje chęci paru
Może za dużo poczuł jadu.
Może zabrakło opieki swoistej
może odniósł wrażenie, że w internecie coś kliknie
będzie dobrze.
Może zabrakło chwil z rodziną
może zachłysnął się wody kroplą.
Może zbiorów zachowań nie zebrał właściwych
może odniósł wrażenie, że od ludzi życzliwych.
Zawsze coś, nigdy nic.
Nie nasza wina, że "może" piękne słowo
by leniwie, troszkę odruchowo
życia nie przeżyć dziś.

niedziela, 13 lipca 2014

Istnienie myśli palącej

nie zadane pytania
nieodpowiedziane.
to wszystko to nic.
wolisz myśleć nad  odpowiedzią?

przestań, nic nie zyskasz
zaledwie pantonimę nie istniejących zdarzeń.

pozwól istnieć odwadze.
Szaremu człowiekomu myślącemu za wiele
szczęścia odwagi nadaj.

Bratnią duszą przyjaciel
Bratnią duszą rodzina
oni to nic.
wolisz by kto inny istniał za ciebie?

Lepką mazią  poskładać zdania
klej taki gorący
myśli takie świeże
jutro żal
NA BOGA!
jak mógł tak powiedzieć.

Z zardzewiałego pyłu
uchodzących blasków świateł
gorejącej duszy wystąpienia
Utworzyć kochający samego siebie
kamień, kochający mimo wszystko
Gdyż miliona nocy nieprzespanych
rzekł na koniec
to co uważał za słuszne.

sobota, 12 lipca 2014

Deja Vu

Reflektorów tysiące
palące  marzeń stertę
miliona tego samego
dźwięku wyładowania.

Choć pięknie,
ludzie klaszczą na raz.
Bo widzą swoją gwiazdę
znurzenie sięga sceny.

Palący gniazdem
czego chcą ludzie.
Ludzie chcą tego
za co płacisz.

Zbiorem utworów
poetyckich
kradnących skrawek duszy
myśli palących ogniem natchnienia
czystego.

Setki razy to samo
w kółko i w kółko.
Czym jest wariactwo?
Robieniem tego samego
Kalejdoskopem tego samego
Bawiąc się w Boga chwili
zaginąć w nużeniu życia.

czwartek, 10 lipca 2014

Ballada o dziewczynie cnotliwej

Marzycieli pełno na tym świecie
I dobrze
Wystarczy tego złego no przecie!
Stukotem kobiecych butów
Męskie sny spełnione
Kobiety "ego" napełnione.
Zbiorem komplementów suchych
serduszko pokrzepione.
Mówi skromnie
"nie żartuj, nie kpij"
druga strona rzecze tego piwa
jeszcze upij.
Cudzych rąk dotyk
w toalecie się utrwali
W uśmiechu na twarzy
wesołego chłopca
dziewczyna się zatraci.
Miękną nóżki
Na swoim miejscu jędrne cycuszki.
Ciało zgrabne niewinnie
po wszystkim wygląda.
Dziewięć miesięcy później
Matka krzyczy
"Gdzie mego dziecka jest tata!"

Oczy popuchnięte
Do matury szykowanie
Trzeba wstawić kolejne pranie.
Dziecko rośnie jak na drożdżach.
A chłopca nie widać,
to jakiś koszmar!
Kaszki, mleczka, pieluszki brudne.
Dobrze, że jest babcia bo wszystko
mocno cuchnie.
Złośliwości nastał piękny koniec.
Przyszedł kordon owiec.
Tu cioteczka ładnie się uśmiecha
tak naprawdę żadna z tego pociecha.
Dziewczyna długo dojrzewała.
Bardzo żałowała,
że w tamtą noc
chwili za mocno się poddawała.

środa, 9 lipca 2014

D.

Splotem zdarzeń
Nie przemyślanych słów zbiorem,
Uwolniłaś się od smutnego
Obrazu poniżej godności.
Defektem splamionych uczuć
Zatracona w nocy
W końcu odżyłaś bez niegodnego
Demona,  który zniszczył niewinność kobiety.
Strudzona szkarłatem odziane twe nagie ciało. 
Trujących słów brudny umysł
W końcu zrozumienie na stało ku czci ofiar demonicznych zapędów.
Odwagi nie brakło,
By zabrać swą wolność
Wolności zdrowy tor nadałaś
Dlatego żyj,
Z otwartym umysłem
By demonów więcej nie spotkać
Na swej drodze ku dorosłości.

wtorek, 8 lipca 2014

Białe kaftaniki

W świecie mechanicznych osobników
w białych bez umysłu
pełzną ku niestrudzonemu trwaniu
Tam zbiegła się wygoda z niewolnictwem.
Roboty przygniatają siebie wzajemnie
by za kroplę oleju zniszczyć kawał blachy drugiego
Niestrudzenie za darmo niszczyć samego siebie
Gardząc niczego nieśmiadomemu drugiemu.
Czyniąc drugiemu co im niemiłe.
By kawałek innej blaszki dostać.
Stop metalu, kawałek papierka.

Wśród umysłów stępionych
niebieskie światła z kwadratowego pudełka
olejem napędowym, krótka hibernacja
śrub dokręceniem.
Piękącym żarem język cięty,
noga postawiona, by drugi przewrócony
wykpiony został.

Bestie
Jedne szczekają, drugie warczą.
Jeden dla drugiego Kainem.
Goniącym, by Abla zniszczyć.
Blaszki się mnożą, szczebelek po szczebelku
aż nadejdzie monstrualny potwór,
Nie do ugryzienia, nie do stłamszenia.
Godności brakło,
Roboty zniszczone.
Metalowe serce drga.
Z żywotów ciężkich
na złomowisko trafić gdzie każdy taki sam.

czwartek, 3 lipca 2014

Rozbite Szkło

Kroczysz ciemną doliną
sępy krążą nad Tobą.
Za stężałym obrazem rozmazanego cienia
płacze dziecko nie chcące ognistej wody.
Kroczysz, ludzie spoglądają
nikt nie dba.
Po co?
Dla kogo?
Dla nikogo nic nie ważne.
Sępy krążą.
Wbijają swe pazury, dzioby
rozrywają ciało.

Dziecko płacze dalej.

Zabierają oczy, kradną słuch.
Co raz mniej słyszysz, ludzie nie widzą, ale mówią
nie patrzysz, nie słuchasz.

Wszystko u Ciebie w porządku.

Tutaj spłoniesz, nic nie zostanie.
Już nic nie zostało.
Tylko butelki dzwonią z tęsknotą przed wychyleniem
Kolejnym natarciem mgieł, pęknieć, wyrzutych wspomnień.
Spragniony z trzęsącą dłonią wychylasz kolejnego.
W dolinie ciemnej nikt Ciebie nie widzi, jesteś taki sam jak reszta.


wtorek, 1 lipca 2014

Ostatni nocny spacer

Wychodząc na przywitanie z Tobą,
chcę coś powiedzieć ale nie umiem.
Lęk przeszywa całe ciało, mrozem dotknięte.
Skrzydłami tulisz mnie do siebie.

Czy to już czas?
Nie martwiąc się o strach gasisz pochodnie strudzonego oddechu.
Chwytasz dłoń,
unosimy się ku zimnemu podmuchowi w tę zimową noc.

Nagość nie ziębi,  nie wstydzi.
Dziękować pozostaje tylko bez twarzy komuś.

W nieświadomości nadchodzącego jutra,
gdzie istnienie pochłonie życie,
spojrzę na Wasz bieg.
Nie doświadczę już go.
Już nie muszę.

Czarne skrzydła okazały się łaskawsze,
niż ten nasz kurwidołek złoty.

niedziela, 29 czerwca 2014

Piekielna podróż na świętej ziemi

W czterdziestu dniach
popalonych blaskiem nicości
żyć skrawkiem chleba i wody
Palącym żywym ogniem wiary
Smutkiem diabelnego czasu.

Stojąc na krawędzi wskazówki zegara
zaciskać pięści do krwi
Jak malowane pędzlem
Muncha niebo krzyk zadowolić.

Piekielne wyczekiwanie
Strudzone myślą wiotką
Która brnie w mózgu
do światła wyłowionego z ust.

Zaczynając coś układać
na wskazówkach czasu
przemijającego na niekorzyść słabych
korzyść niestrudzonych optymistów

Brnąć, brnąć ku światła zbawienia.
Czterdziestu dni zbliża się kres
to nie istotne w pięknym czasie
Ale ciężkie w nocy bez światła.

Pędząc ku wyczekanej chwili
głębokiego oddechu
Wdech, wydech
Trzeba tego, by osiągać miłości kręgi niebios.

Ku czci piekła,
Ku czci nieba
Ku czci wszystkiego co mamy.
Ku czci tego czego pragniemy.

Dbać o to co nieskalane myślą ludzką.
Czego nie dotknąć cierniem brudnej myśli
By nie rozłupać na kawałeczki
nie do złożenia.

Łkać, szlochać by splamioną goryczą świata
Nie zniszczyć pięknej czystej nadziei

Księżyc

Księżycowy blasku
Patrząc w oczy Twe
Chciałbym wierzyć,
wierzyć w  krótką chwilę,
że powstanę z gotowanego pustką umysłu,
do którego noc zabrała.

Przylegając do pierza białego
pełnego robali wspomnień
chciałbym wciąż wierzyć.
Czeka na nas szeroka droga
w której zmieścimy się wszyscy wypchani
z sennej piękności
nie muskanej żadną czarną siłą.

Tutaj jesteśmy wszyscy, zabrani dla nocy
co by płacz wsiąkał w pierz,
bawiąc się w niemyślenie,
uciekać ku tysiącom spraw
które nigdy się nie wydarzą,
wstawać rano, nie myśląc o tysiącach
jednakowych struktur egzystencji
jestem z Tobą dziś,
Jestem z Tobą jutro
i na zawsze.

Patrzysz,
Patrzę na Ciebie,
to wszystko rozgrywa się wolno
Wolniej niż chciałbym
wolniej niż mógłbym sobie wymarzyć
dbasz o to, by smutek pętał umysły ludzi do niego stworzonych.

Nie dbając o niuanse i konsekwencje kradniesz sen.
Zostaję z Tobą w nocy.
Nie myśląc o Tobie w dzień,
pragnę wierzyć, że czarny kurz,
który zostawiasz
nigdy nie zostawi kruczego pióra
śmierci wiecznej.

czwartek, 19 czerwca 2014

Broniąc godności Kazimierza

Krzywdzie świata przepalać szlaki
dla pięknych słów, pięknych słów
ludzi pełnych strachów.
Uciekając przed rzeczywistością
lgną do kłamstwa, kłamstwa pięknego.
Słów pełne usta.
Napchane niczym chomicze poliki.
Brnij,
Sięgaj,
I tak nic nie znaczysz.
Pal wszystko wokół.
Kłam.
Ktokolwiek Ci powie, że robisz źle, powiedz sobie ile z tego.
Jesteś kowalem życia, blasku światła przepadniętego myślą
piachu w którym legniesz.
Mów szczerze, z miłością i oddaniem,
powiedz czyż nie lepiej?
Raczej nie.
Karty jawnie rozdajesz, wszyscy wiedzą jak Cię oszukać.
Szczurze nory rozpadają się pod naporem
naporem brudu kolejnych.

sobota, 14 czerwca 2014

Pejzaż życia niesplamionego.

Chciałbym powiedzieć Ci...
Ile wyłuskałem obrazów
Wydmuchanych polerowanych
w drzewie życia.
Chciałbym wierzyć, że są prawdziwe
Ile marzeń spełnionych przebranych
uplatanych w rzeczywistość
spłukanych w rzecze pragnień.
Chciałbym powiedzieć Ci...
Ile dałaś słodkich słów
ile dałem słów
pełnych królewskich cnót.
Chciałbym rzecz, że chciałbym wierzyć
że poradzisz sobie w obrazie
Który wyskrobałem.
Ale i tak.
To nic.
Ten obraz choć piękny
nie oddam nikomu
on jest mój.

sobota, 7 czerwca 2014

Maska

Wszystko chuj strzelił
gdy pojawiłaś się
muskając Twe usta
boję się.
Gdy dotykam Twe piękne ciało
boję się.
To wszystko to nic
jestem kroplą w morzu.
Bawię się udając, że nie istniejesz
nic nie jest piękne
nic nie jest brzydkie
Obojętność...
Tyle ma Twarz znaczy
udając Pana Świata
klnę i płacze do poduszki.
Ratunku! ja nie chcę,
nie chcę być uzależniony
od krwi płynącej
w Twych żyłach.
Pachę różą
Pachnę pieprzem.
Pachnę Tobą.
o tym marzę, o tym marzyłem.
Teraz gdy to nastało
nic nie jest takie samo.
Wciąż Kocham, wciąż miłuję
Miłuję, ale nie Ciebie.
Dzięki Tobie uznałem ile znaczę dla świata
Jestem płomyczkiem w ogniu
jestem liściem wśród lasów.
Jestem Tym kim pragnąc
nie chciałem być.

piątek, 6 czerwca 2014

Lot.

godząc się z przeszłością
nie myśl o przyszłości
strach zgasi ogień twej
duszy
a wiatr rowieje cudowne
chwile, smutne przywróci.

wtorek, 3 czerwca 2014

Chwila ulotna człowieka szczęśliwego przez sekundę

trzewia opadają
niczym puchar zalany winem.
gdzie wśród wariactwa nieokrzesanego
ginie ktoś.
ktoś nieznany.
nikomu nie będący bliskim
przygnębiony pustką
targnął się się tam
gdzie czas tyka tylko umownie.
Nigdy nie znał nikogo
Nigdy nikomu się nie żalił.
nikt nie wie kim jest.
Patrzą na niego biorąc tyle
powietrza w płuca
kości pękają.
Nie pamięta swego imienia.
pamięta tylko trzewia
szkarłatnym szalem oplecione
zalanym wodą,
mokry, brudny i nijaki.
Istnieje tylko przez chwilę
potem pada zapomniany przez  świat.

poniedziałek, 26 maja 2014

Cień ulotnego

Stoję we mgle
nie widzę nic.
Me ciało
nienaturalnie szare.
Stoję we mgle
strach ogarnia
w całości ciało i ducha
mego.
Patrzę, nie widzę.
Kto przeszedł koło mnie
czy to ktoś ważny
czy to ktoś kogo należy się bać
rozpacz sięga.
Ludzi tak wcale
a to tylko cienie.
Cienie marzeń niespełnionych.
Cienie uczuć nieopisanych
Cienie słów niewypowiedzianych.
Wystaje tylko ręka.
Ręka krwawiąca.
Czy pomóc?
Czy zostawić?
Odpowiedź jest jedna.
Umarłem i jestem w czyścu.

sobota, 24 maja 2014

Teraz nigdy i na zawsze

niczego nie przeżyjesz dwa razy
dlatego walcz
by życie spełniało swój obowiązek
dawało szczęście
w ogromie swej bezczelnej
natury
paląc ze wstydu wszelkiej maści
zachowania
uroń łzę nad pokonanym
zniszcz łańcuchy niewolnika
przeszłości.

piątek, 16 maja 2014

Stęskniony Wiary

Krucyfiks złotym blaskiem
przebrzmiewa zimowe mrozy,
kąsając po omacku tych
którzy od niego odeszli.
Bawiąc się w świecie bez przyszłości
otrącając to co powstało szmat czasu temu.
Biegnać za szczęściem
złudnym, zgubnym.
Nie zauważając miłości jaką nas obdarowano.
Miłością do rzeczy nietrwałych, a zarazem nieśmiertelnych.
Wierzysz?
Kochasz i tęsknisz.

niedziela, 11 maja 2014

List do ukochanej

Jeżeli szukasz miłości
zapytaj czymże ona jest?
Nikt nie odpowie.
Jeżeli zapytasz czym jest zazdrość
odpowiedzą wszyscy.
Kochaj, ale nie rań.
Pukaj do drzwi
poszukuj.
Tylko tyle dostaliśmy.
Jeżeli zazdrościsz
zamknij się w czterech ścianach.
Zastanów się.
Kochaj, ale dbaj o konsekwencje.
Oszustwo wycieknie
zostaniesz nikim w oku miłości
od drugiego człowieka.
Kochaj, ale pozbaw się złudzeń
nie bądź marionetką w rękach ciepła.
Kochaj i bądź kochanym.
Skarbem świata jest tylko drugi człowiek.

środa, 7 maja 2014

Epitafium do Patyczaka K.N


Proszę o wybaczenie 
chcę mieć czas na duszy zbawienie
 przepraszam, 
że Cię zabiłam 
bo Cię. nie napoiłam. 
byłeś taki zielony,
 a potem przeze mnie wysuszony. 
śmierć, żal, ból, poczucie winy.
 A Ty myślałeś gdzie te byliny? 
Patyczaku rest in Peace. 
Na mnie wszyscy daja dis. 
Przepraszam kochany, za to, 
że padłeś zagłodzony. 
Ja nie zapomnę o Tobie.
Patyczaku zielony.

dziś nie ode mnie. A od K.N. "Romantyczność" A. Mickiewicz. Wersja XXI w.

Słuchaj dzieweczko! -Ona nie słucha. Brunet w koszuli w kratkę szepcze jej do ucha. „A może chociaż jeszcze jeden kieliszek? Przecież nie widzi Cię teraz Twój Zbyszek.” Ona nie słucha. Czarne włosy roztrzepane, Obcasy pozdzierane, Dyskoteka taka głośna. I ta myśl – „Jesteś żałosna”. Niby idzie, ale nie prosto „Po co te buty?! Lepiej będzie boso!” To głowa boli, kieliszek się zbije To się łzami zaleje, Rozpłacze się i zaśmieje. „Wejść po schodach jest tak ciężko! Już z 10 minut wchodzę. Przed oczami znów jest ciemno, Żałośnie zawodzę. Źle mi w tym klubowym tłumie Bełkoczę, oni się śmieją. Mówię, nikt nie rozumie. Widzę, a oni nie widzą. Taksówko przyjedź.. choćby za chwilę Gdzie mój telefon? Gdzie moje bryle? O! Mam Cię w ręku! Mój Ty kochany! Telefonieńku!” Tak ta dziewczyna z imprezy wychodzi, Potyka się i upada. Na sucho jej to nie uchodzi, bo Pod klubem ludzi gromada. „Wstawaj kochana, za dużo wina” Impreza się skończyła. Biedna, pijana dziewczyna Do taksówki się wgramoliła. „Alkohol szkodzi” –powiada przechodzeń „A dziewczynie nie uchodzi.” „Dziewczyna też człowiek”- odpowiadam skromnie, Studenci się przysłuchują. „Lepiej czasem wypić, Niż być nudną karykaturą. Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu Dziewczyna ma dobre serce, Nie znasz prawd żywych, nie oczekuj cudów i Nie oceniaj ludzi po jednej butelce!”

wtorek, 6 maja 2014

Złote myśli barda.

Nic nie stoi na przeszkodzie,
by posiedzieć dziś w gospodzie.

Grać na lutni przy kominku
zapalić fajkę, puścić trochę dymku.
Popatrzeć na kobiety pół nagie
Klapsa dać, by nieskrażyła mamie.
Napitku wychlać cztery kufle
rano stękać, że głowa puchnie.

Zabrzmieć wesoło na spotkaniu
Mówić cicho przy śniadaniu.
Kraść całusy gorące.
Zostawić kobietę nagą, a może w garsonce.

Śpiewać po pijacku.
Szukać domu po omacku.
Hultaja dziś zgrywać.
By jutro gary grzecznie zmywać.

Czego Twa kobieta nie widzi,
Z tego na pewno nie poszydzi.
Zazdrości unikniesz
Jeśli w nocy z domu pryśniesz.
Możesz szturchać i robić hałasu
Tylko wtedy, gdy niezabierzesz drewna do lasu.

niedziela, 4 maja 2014

Romeo and Juliet

Załamany głos
szepcze o miłości.
Ze zmrużonego oka cieknie łza.
Łza, która mówi więcej 
niż bym wymarzył.
Marzę
o tym czego chciałbym doznać.
Tego nie otrzymuję.
Charakter twych uczuć 
nieznany.
Miłości życia nadać 
trudniej
niż łgać.
Patrz  świetlana przyszłość
nie zaistnieje. 
Nic nie zaistnieje.
pozostaje pustka. 
Którą wypełni tylko upływający czas.

Facebook

Papka wylewa się z ekranu
mrugasz przed widząc biały obraz
sekunda
tik-tok.
oglądasz nic nie znaczące obrazy
skanujesz znajomych
kto ładny,
któż dziś powiedział bzdurę
godzina
tik-tok.
Zbierasz myśli by
komuś coś powiedzieć.
Piszesz i piszesz
giniesz.
Ekran nie gaśnie.
Noc
dzień
Mija doba
tik-tok.
jesteś trupem.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

płomyczek

Szczęście to przedsionek
domu malutkiego, drewnianego.
Wchodzisz cieszysz się, pachnie sosną,
tutaj brzmi ogień tak radośnie, komin spala
doszczętnie wszystko,
zanim to zrobi, zajrzysz, zachwycisz
swoją osobą.
Szczęściem karmisz, kurz pod dywanem,
biorący udział w świetnej zabawie,
jaką dzielisz się ze sobą,
szczęściem zachwycony idziesz dalej.
zerkasz i jest coraz cieplej
taplasz się w kolorach ognia
woń twego umysłu wiruje.
Nic nie uporządkowane,
brudne wnętrze.
Bałagan przeogromny
zajmuje się ogniem wieczystym
zajmuje się szczęściem,
wystarczy byś podpalił.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Femme

Krzątasz się w myślach
poplecionych
nieskładnie,
niezgrabnie,
Mówisz...
mylisz się, bawisz się słowem,
przekręcasz, odkręcasz.
Utorować czystą przestrzeń
by myśl płynęła swobodnie,
przez węża nieskażona.
Kopiesz, wykopujesz
przewracasz, księga
Twa otwarta...
Skreślenia, brud i nieczystość
włada, a naiwny mężczyzna myśli
że Pan.

środa, 9 kwietnia 2014

Kurtyna

W za czerwonymi kurtynami złotem oszyte
stoi aktor bawiący się skoroszytem.
Tutaj Smutny aktor
weseli się skrycie.
Wesoły aktor myśli za dużo
bo babka w grobie się przewraca,
gdyż aktorstwo to nie praca.
Światłowiec znużony przekręca guziczek jak chciał,
bo spektakl widział nie raz.
Aktorzy pocą się, gimnastykują
ktokolwiek chciał to widzieć
nie przyszedł.
Wszystko barwne, zachwycające,
jednak przyszło co do czego nikt się nie śmieje...
Reżyser zawiedziony, widownia rozgoryczona
Życie to farsa, przy której teatr
bezlitośnie niszczeje.



poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Szczerość?

Zrób przysługę
zacznij mówić.
Zrób przysługę
bądź szczery,
ktokolwiek te słowo używa
kłamie.
Szczerości nadany kolor szarości
biel i czerń rozlane w jednym miejscu

piątek, 28 marca 2014

Grajkowie.

Muzycy grają o świcie
wszyscy skaczą do okoła
nadanemu dźwięku skrycie oddane duszyczki
wesołych ludzi.
Niebo takie czyste
Słońce ospałe wstaje z uśmiechem.
Nie ma wrogości
wszyscy skaczą w oszalałym tempie
szczęśliwie.
Nie ma monet złotych.
Nie ma samochodów brudnych
wszyscy beztrosko ucztują.
Gitara przybrzmiewa
Skrzypce skrzypią
z dnia na dzień
weselej
od kiedy nie ma chciwości
pychy,
Tutaj nic warte pieniądze.
Złoto zniknęło,
pasma skóry oplecione
wokół ciała.
Muzyka gra...
Jest pięknie.
Piękni Muzycy grają o świcie
Nuty pięknie brzmią w blasku
Gdzie pokój i natura,
Cudowne życie nastało
bawiąc się skarbami świata
szczerością,
oddaniem.
Splecione ręce
Człowiek, człowiekowi bratem.
Czerń i Biel w jedności.
Żółć i Czerwień jednej krwi.
Bawmy się tylko tyle
nam zostało.

niedziela, 23 marca 2014

Wiara

Spalone niebo
gdzie nadane są wróżby
dziś mój synu dam Ci miłość twego życia
Spoglądają na swoich bliskich
klną przed siebie
gdy zło
klaskają do wszystkich
gdy dobro
siedząc przy stole z najwyższymi
pragniecie wszystkiego
co najlepsze
dla swych najbliższych wszystkich.
Widzicie swe rodziny,
widzicie,
nie czujecie.
spoglądacie
Gdy nastrój sięga daleko w aurze uśmiechu
ubieracie słońce w złote szaty.
Jesteście beztroscy
uzyskaliście to co nam odebrano
wieczność...
Wieczność, która sięga dalej
niż sto lat życia,
wieczność, do której my tutaj
biegniemy.
wieczność,
przez którą giną ludzie
by przejść do historii.
Znaki na niebie
dają zgubną nadzieję,
albo i nie?
Patrzycie,
Nie mówicie do nas.
A gdybyście zaczęli...
Świat nabrałby barw ciepła
którego tak brak w roczną porę.
którego tak brak w każdą inną.
Lata uciekają.
Płyną swym biegiem.
A naszym życiom wciąż biegu nadają
marzenia.

środa, 19 marca 2014

Cisza

Czarna dziura, która przeplata myśli i słowa, myśli i czyny
bierze swój początek w emocji, w barwie dnia
sprawia, wśród określeń świata, dnia
historycznego, dla cudzego lśnienia
jakoby niebieski zabarwił
się żółcią, jaka by nastała
słońca blask ciemnieje
post-nuklearny
wszechświat
nastałby
tutaj.

wtorek, 18 marca 2014

Zguba darem

Bądź pyszny,
nie ukazuj pomocy bliźniemu,
zadbaj by brakło potrzebującym
Szaty ich brudne
Zadbanym ludziom każ usiąść na tron
Daj im władzę, by czynili tyle ile mogą
Kiedykolwiek spojrzysz
nie żałuj.
Cierniowy krzew spłonie
by rzec "miłuję Cię"

sobota, 15 marca 2014

Zielony Smoking

Z przymrużeniem oka przygladasz się
Kiedykolwiek zaistniałabyś w świecie
Kiedykolwiek uwierzyłabyś
Cierpiąc za siebie, wyłaniając zwycięzcę
Twoja Smutna Twarz
Twoja Blada Twarz
nabierze uśmiechu
szczerego, ciepłego.
Jeśli zapragniesz dotknąć Pana.
Pana w zielonym smokingu, który wierzy
w człowieka.
Da Ci siłę, by przetrwać krzywdy.
Da Ci cierpliwość do piekła jakim jest świat.
Uwierz, a zostaniesz wynagrodzona.
Patrz jak ludzie cierpią,
Spójrz krzywda jest wszędzie.
Jeśli nocy badasz blasku.
Lepszego jutra
Zostaniesz nagrodzona
spokojem.
Którego tak wielu zabrano.
Proszę, Proszę Ciebie o zrozumienie
dla mych czynów.
Dla tych dobrych, tych niechlubnych
nie chcę źle.
Proszę Cię, ja po prostu jestem zagubiony.
Zagubiony w Tobie.
W Twoich oczach, które patrzą.
Ale nie widzą.
Unosząc się, raniąc
chowam się.

wtorek, 18 lutego 2014

Lot koszmarów

Wśród gąszczu ciemnych krzewów
dźwięki lasu przeszywają noc
tam gdzie wiatr głaszcze runo
tam gdzie drzewa tańczą wraz z nim.
Patroluje Ona
W dzień nieobecna
w nocy rozmyśla
w nocy walczy
czuje.
Tam królową tego bajzlu,
cokolwiek wiedząc
wie...
wie jak ważna jest.

Świat

Karmić złych ludzi
Ochoczo uciekając
Cudzym problemom życia nadać
Histeria niszczy wiarę
Ale przewidzieć nie mogę, ile czasu
Musi minąć by zrozumieć
Siebie.

niedziela, 16 lutego 2014

Julia

Płyń mała płyń,
zostań taka delikatna
zostań taka piękna.
nie pozwól by Cię zniszczono
niech Twój róż delikatnie muska taflę
niech Twoja delikatność nie zniknie.
płyń...
niech patrzą na Ciebie piękna
niech Twoja zieleń unosi się
Zostań silna
zostań piękna
należy Ci się.
Ale powiedz
jak długo jeszcze
zostaniesz piękna

wtorek, 7 stycznia 2014

Uczłowieczenie

Nic się nie zmienia
czas bije w kółko
tak samo.
Ciągle złoto
świeci
ciągle wąż
pożera swe ofiary
nic się nie zmienia
tylko człowiek
niszczeje.
Ciągle krew płynie
w złym kierunku
Wszystko jest
od krwi czerwone
ludzką zawiścią
świat stworzony
pyszny, brudny
nieokiełznany
w swym szaleństwie.
Ikar upada
każdego dnia
Syzyf idzie
Prometeusz jedynie
uwolniony.
Ktokolwiek zginął
ten uwolniony.
Herosów nie spotkamy
w rzeczywistości
szarej.
Brud nie do zmycia.
Krew na dłoniach.
Jak Kain zabił Abla,
Jak Abraham poświęcił
niemal swe dziecie.
Tak Piotr stracony.
Patrzą.
Patrzą dokąd to wszystko zmierza.
Zmierza do nikąd.
Poświęciwszy się światu
zginąć z rąk
wybawicieli?

niedziela, 5 stycznia 2014

Beztroska Polana

Na polanie
gdzie mak
gdzie nic
gnije trup
gdzie myśl
ucieka
gdzie beztroska
umiera
gnije
wszystko wokół
smutnieje
patrzą ludzie
cokolwiek by się działo
mają gdzieś
bo przecież to
nikt
nikt kto był w ich życiu
nikt kto był ważny
patrzysz
widzisz
a w środku pustka
pozostałości człowieka
utknęły gdzieś za
pieniędzmi
smutnymi pieniędzmi.