przelewa kamienne tygle.
Pali me usta,
rani gliniane postaci.
Jad płynie mymi aortami,
niesamowicie prędko
niszczy kruche sylwetki.
Kusi.
Walczę z wężem we mnie,
niszczy osobę mego "Ja"
brnie przez przełyk
do ust.
Gnijący w środku
z dziurawymi płucami,
dymem trujących liści osmolony.
Krąży wokół.
Brnie.
Zabijając człowieczą,
międzygalaktyczną wiążącą
chęć poznania.
Jad wylewa się z mis.
Nie wiedząc dlaczego.
Szatan krzyczy w mej głowie.
Dla obrony ducha mego.
Zabija.
W stukocie samotnych obcasów
męskiego obuwia.
Idę wśród nocy bezgwiezdnej.
Tak ciemnej, jak atrament.
Idę,
idę jeszcze chwilę.
Szepczę "przepraszam"
nie ma nikogo,
kto chciałby usłyszeć te słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz