przejechany dorożką końców początku.
Przewrażliwiony na nicość.
Postrzelony barwami obojętności, w bruk wgniecony,
grzmotami strachu mas ogarnięty.
Będąc u schyłku mocy,
pragnąc sekund szczęścia,
trwającego nieskończoność.
W liczbach wynaturzeń słodkich żywota,
Nie bratać się z pesymizmem.
W cieniu odnaleźć brata,
ku trwaniu przy swoim.
Choć długa noc,
krótki sen.
Będąc zawsze przy sobie
w myślach Twoich.
Karmiąc się miłością niespełnioną,
grzechem niesplamioną.
Ratować wszystko co zostało z nas
pomimo brudu, jaki ogarnął relację.
Nic sięga,
czas kradnie nas.
Z dnia na dzień.
Ku ziemi.
A życia łatwiej brać głębokie wdechy
w zapomnieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz