piątek, 17 października 2014

Dorosłości brama

wśród gęstych lasów,
doszedł do drogowskazów
tam niejasno, trochę zadrapane
fwie Prawdy
i trzy fałsze
poszedł ku prawdzie
a tam ludzie podli
pogardliwie rzekli do niego
istniej
jakby jutra nie było
Ryknowszy śmiechem
Zbesztany z błotem
brudnie ślamazarnie
pytawszy dlaczego?
Usłyszał bo wielkie nic?

Chwila, chwila,
Nie tak nas uczono
mów tak by kogoś
nie zraniono.
Myśl jak Babcia kazała,
musisz musieć,
by było wiadomo,
że matka rację miała.
Fałsze urosły do nieskończoności
mityczne prawdy naszych przodków
zginęły w chwili jednej.
Zarzekając się nigdy, zawsze
rozmyślając o chwili poprzedniej,
Łoże w którym sen zakończył swój żywot.
Łoże, które swym magnetyzmem
stworzyło niewolnika, zakodowanego nie-walki z okultyzmem.
Ślamazarnie słuchając bliźniego.
Zapomnieć wyciągnąć mózgowia z szafy.
Porażony wpojonym życiem,
Demonom przeszłości oddać swą naturą.
Oraz od narodzin upajany "kulturą" i ryciem.
Nie myślał, nie był, nie istniał.
Stworzył człowieka, którym nie był,
By ktoś starszy mógł powiedzieć co za debil.
Wiedząc o wszystkim, nie znając niczego,
istniał w świecie pełen przeszków i nieprawd ludzi,
którzy życia nie mają swego.

Każdy wujek "dobra rada"
Każda ciotka wychować chce tego barana.
Poczuł się wreszcie silny,
zerwał kajdany odszedł w niepamięć,
palony bezwstydem,
odszukał swe drogi.
Już nie istniała Prawda i Fałsz
Już nie istniał Gniew i Spokój.
Zabrał swe życie w świat
w końcu się uwolnił od tych rodzinnych krat. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz