niedziela, 15 grudnia 2013

Człowiek

W płomieniach stojąc
palę się.
Woń palącego się ciała
tam gdzie gorąc
tam lód.
Wśród skwierku
we łzach ludzi zebranych wokół
nie ma żalu.
Palę się
ku zrozumieniu,
ku czci rozumu.
Ci którzy go nie dostrzegali
potępieni zostali.
W mych oczach.
Oświecenie
nie sięga każdego.
Oświecenie nie tknie
zmysłów otępiałych.
Jak harfa bez strun.
Stoją ludzie i patrzą.
Słychać krzyk.
Pożogi i gwałtu.
Słychać krzyk
nienawiści
do swego brata
człowieka.
Zazdrość piękna cecha
ludzi z kamienia.
Gniew ubrany
w kłamstwo powszechne.
Zanim płonąłem na stosie
ograbili mnie.
Ograbili z bogactwa
jakim jest rozum.
ci którzy mówili
przepadnij,
ci którzy mówili
kłamiesz,
ci którzy mówili
jesteś nikim.
Nie zrozumieją,
że powstałem z popiołów.

niedziela, 10 listopada 2013

Plastik.

Cierniowe marzenia
żarzący język
przenikliwy ból
poszarpanych myśli.

Piękne zdania
chorych umysłów
postradanych nad czeluścią.

Kochając
niszczyć.

Nie dbając o siebie
tworzyć nicość.
Będąc świadkiem
piękna piekła
uśmierzać ból.

Ile razy będąc kimś
nie będąc sobą
prosić zmysły
by drogą trudną
odnaleźć siebie?

Siebie człowieka,
Siebie znak.

Znak przyszłości
Znak przykrości
Znak gorszego jutra.

Będąc nikim
Budując dom
wspomnień.
Szukać szczęścia
na balu
pragnień.
Odkrywając
człeka w nas.
Pragnącego zniszczenia,
aby tylko zaznać spokoju,
którego nikt nie zna
prócz swojego umysłu.

sobota, 9 listopada 2013

Rose

Pękiem róż
przyozdobiony grób.
Gdzie staliśmy we dwoje
w naszych myślach.
Zwłoki pachnące miętą
zwróconą  z otchłani.
Zrozumiawszy nasze czyny
Tęsknię...
Zrozumiawszy nasze pragnienia
patrzę na grób
który istnieje
w naszych myślach
coś umarło
- nasze słowa.
coś umarło
- Ty i Ja.
Stojąc wśród deszczu
grób niszczeje
róże więdną
znicz gaśnie.
Nikt już nie otworzy
naszej przeszłości.
Mięty zapach
ostrzejszy.
Dłonie zetknięte
Usta złączone
dziś stworzyliśmy
"coś" z niczego.
Szkoda, że w mej myśli
Szkoda, że samotnie.
Pożarty przez
mizerne poczucie
kochania.
Zapragnąłem Twej
nicości.
Smutne słowa
przepełnione nadzieją.
Rzuciwszy wszystko
oddaję to co zostało.

poniedziałek, 7 października 2013

Papieros.

Jak papieros
gdzie ulotnie
dym ucieka,
tam gdzie
ogień przygasza
pragnienie,
słowa tracą
wszystko.
Gdzie "złoty środek"
umyka wraz z rozkoszą,
której nie ma.
Wciąż pragnąc
destrukcji
swej egzystencji.

środa, 25 września 2013

Nadzei światła nadać

Świeca płonie,
słabym światłem,
w ciemności 
dając 
nutę bezpieczeństwa.
Tam gdzie wosk
ciurkiem 
płynie jak łza.
Dla oka
piękny widok.
Gdzie knot ugina się
jak wierzba płacząca,
nadziei dając 
siebie światu odbiera. 

niedziela, 15 września 2013

Żywota żywych

Zataczać krąg,
kręcić się w tańcu,
w słodkim tańcu,
gdzie słowa nie znaczą
za wiele.
gdzie muzyka rozszerza
ukojenie,
Każda myśl uwiązana
na zwykłe jutro.
Carpe Diem
Dziś światełko życia
i nadzieja rozprzestrzenia się.
W tańcu, w radości
Smutków nicości.
Pewnym siebie
zrzucić ciężar życia,
aby w tańcu zapomnieć
o świecie.

piątek, 23 sierpnia 2013

Góra.

Ile musimy przejść by zdobyć szczyt?
Ilekroć idę do góry,
cofam się, bo nie mam siły.
Ilekroć proszę o dłoń
otrzymuję cień.
Niby jesteś
czarna smuga
w nieznanym miejscu.
Boję się.
Ilekroć chcę, byś
przytrzymała moją dłoń
uciekasz.
Jestem kamieniem
pękającym od środka.
Jestem niechcianym dzieckiem słońca.
Gdybyśmy mieli klękać
przed światem.
Przepadlibyśmy tak jak
przepadli wszyscy przed nami
Próbując, jedynie próbując.
Nie czujesz chęci,
Nie czujesz więzi,
Ale chcesz bym był.
Pnę się w górę,
Gdzie Ty jesteś?
Przede mną,
Za mną,
Widzę tylko cień.
Boję się.
On nie jest Twój.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Uśmiechnij się.

Pękłem,
duchem zostałem.
Kiedy Ty uśmiechałaś się do niego.
Szczęśliwie płynął czas.
U Ciebie słońce
u mnie deszcz.
Tam gdzie Twój zapach unosił się
tam snuł się duch.
Pamięć kuje,
serce pęknięte.
Gdzie byliśmy My stoję
samotny Ja.
Gdzie poznałem Cię
nigdy później nie pamiętałaś.
Strach opętał żywot
tylko mój.
Odchodzisz, przychodzisz
a ja pozwalam na to wszystko.
Powiedz mi dlaczego.
Dlaczego?

czwartek, 11 lipca 2013

Zeznania Żywego Trupa

Prolog

Kielich duszy.

Kiedyś chciałem napisać jakieś opowiadanie skończyło się tylko na chęciach jednak dziś mam dużo czasu dlatego też spróbuję swoich sił jako "pisarz".


Dusza

Anioły ją rozdzierają,
Słowa ją ranią,
Pocałunki koją,
czerwone oczy jak z krwi
napawają się strachem.
Boję się, wypalam się,
spadam w dół.
Potrzebuję pomocy,
nie dbam o Ciebie
Teraz się mścisz.
Błagam Cię o litość.

Łzy napływają do oczu
świat staje jak za mgłą.
Nie widać kto przyjaciel, kto wróg
Wpadam szał,
Ty pożerasz mnie,
ciało odmawia posłuszeństwa,
gdybyś była łaskawa,
trzasnąłbym drzwiami
wyszedł i w końcu zauważyłbym
kto jest wrogiem, a kto przyjacielem...

I gdybym miał kosztowności całego świata,
nie zda się to na nic,
jestem ściśnięty
jak gdyby wąż oplótł moje ciało,
im bardziej próbuję się uwolnić
tym bardziej czuję się duszony.
Potrzebuję kogoś kto mi pomoże,
kogoś silnego i opanowanego,
pełnego czułości jak i miłości.
Niech zdejmie ze mnie ten ciężar,
duszę się, oddech staje się czymś nie osiągalnym.

Czuję pękające kości, ból przeszywa mnie całego,
Chcę krzyknąć, niech ktoś przybędzie...
Nie zjawia się nikt, staję się dymem,
ludzie zapominają, nie dbają o pamięć
o ukojenie, spokój.
wiatr zabiera mą duszę to już koniec
błagania o litość...

Ławka

Wciąż czekam na Ciebie,
Wciąż wypatruję Cię na horyzoncie,
Czekając dopada mnie nostalgia,
A gdy Cię widzę,
Słowa nie mają znaczenia,
Chcę Cię przytulić,
Uśmiech, zakrywa skamieniałe wnętrze,
Staram się przy Tobie zmienić,
I odnaleźć iskrę,
 która rozświetli deszczowe dni.

Czekam...
Jednak nie nadchodzisz,
Oczekując Ciebie
brakuje mi tlenu,
Sekunda za sekundą,
Oddech traci znaczenie,
nastają deszczowe dni,
a ja wciąż czekam,
Zapominam czym jest uśmiech
gorzknieję.

Nie pozostaje mi nic innego
prócz modlitwy, Błagam Cię
Boże o moc, o nią, o światło,
o ciemność, o miłość,
o zazdrość, byle zjawiła się
Czekając na cud, zapomniałem
o kolorach świata,
Gdy zjawiasz się Ty.

Język chce powiedzieć "Cześć"
Usta chcą pocałować,
Siadasz na naszej ławeczce,
nie rozpoznaję w Tobie przyjaciela,
wroga,
Rozpoznaję Twoje oczy, błękitne jak
niebo, przeszyte bólem.
Jak woda, rozdarta wiatrem.

Siedzisz na naszej ławce,
ale nie widzę w Tobie nic
co było kiedyś istotne.

A jej oczy...

A jej oczy zielone
wypełnione nadzieją,
włosy piękne niczym
diabła w skórze anioła.

Usta szkarłatne
pożądane.
W oczach mych szklanych
pięknieje z dnia na dzień
a usta mówią Uwielbiam Cię.

Każdego dnia budzę się  z
myślą dziś odezwie się.
czekając na znak bym mógł
otworzyć usta,
by powiedzieć jej imię.

Przyjaciel

Kra biała, płynie na niej smutny pies,
 dziś nie jest jego szczęśliwy dzień.
Smutny, głodny, wychudzony.
Będąc w samotności mały chłopiec
 zbity przez swego ojca pijaka poszedł na rzekę,
zatopiony w smutkach przytłoczony brakiem miłości.
Z Łzami w oczach ujrzał drugą smutną duszę.
 - biednego psa.
długo nie myśląc wskoczył do lodowatej wody,
 płynąc zawzięcie.
Dopłynął dysząc.
Pies drapnął go ze smutnym spojrzeniem
 podobnym do oczu chłopca.
Kolor ich był niemal identyczny - brunatny brąz.
Mały, próbując podciągnąć się na krze,
niechybnie ją skruszył, a pies spadł z niej.
Wtulił się w niego nie mając sił
 - pies odwzajemnił uścisk wiedząc jaki jest jego koniec.
- Dziś poznałem prawdziwe uczucie przyjaźni. Dziś wielki dzień mój piesku.
Zwierzę kiwnęło głową, liznęło go językiem.
-  Dobranoc Mój Aniele.

Grzech

Trawiony przez życie
wypluty jak ogryzek
w nędznym świecie pełnym szczurów.

Obrzygany ludzką zawiścią
idę z podniesioną głową naprzód
Aby móc umrzeć spełniony.

Pełen obrzydzenia uraczony kłamstwem
uczę się na błędach nie zważywszy na mękę
godziwszy się z losem potępieńca
szukam otuchy w rozpuście.

Pełen Grzechu zamykam usta
aby patrząc na człeka unieść się pychą
Przenikając w głąb siebie chcę zabić
Okraść Bogacza, by sam mieć.

Poker

Serafie śpiewają,
Demony łgają,
Wszyscy grają w pokera.

Anioły stawiają miłość i nadzieję,
Diabły rządzę i pragnienie,
W puli wciąż niewinność.
Para dwóch kochanków,
świeżych poznanych przy poranku.

Diabły kareta asów,
Mały poker wśród aniołów.
Ciesząc się,
Mając Lucyfera pod sobą,
Chcą się z nim pieprzyć
nie znając oporu.

Bóg przychodzi sądzić swe niewiasty
pokornie klękają przy nim
klęczące niewinnie,
Jak przy chóralnym winie.

Dławiąc się zwycięstwem,
Pokusą i chcicą nażarte
Dziś grzeszyć będą,
Jutro łkać bezkarnie...

Diabły pokazu chcące,
dziś przygotowali pieniądze,
Niewinność poszła w las
ciało swe trzeba oddać.

Odwrotu już nie ma.
Kara spotka wszystkich,
Kto nie radzi sobie z życiem,
zginie w niebie jak i w piekle,
Bóg przystąpił na swój tron,
ciągle błądzący jego wzrok.

Zwykła Partia głupich kart
Grzech pragnący w życiu grać,
Anielice spokorniały dziś,
Jutro skończy się ich mit.

Dziś serafie wygrywają,
Jutro żyjąc smutno
nakierowane grzechem,
pokornie się wykrwiawiają...

Rozpusta w dobrym tonie,
dobrowolna w czyściu będąca,
tam gdzie nie ma prawości,
tam gdzie nie ma chciwości,
tam gdzie nikt nie pragnie,
tam gdzie wszystko mówi się
bezradnie.
Tam gdzie widzisz miłość prawą,
tam skrucha i paradoks.
miłość z rządzą pomieszana.
Ciągle diabeł pije do rana,
Bóg na tym przystaje.
Grzechu już nie ma.
Wszystko zaczęło się od niewinnego pokera...

Pomruk

Dziś bawię się z wisielcem,
Ty mój drogi przyjacielu
nie krzyczysz.
Ty mój drogi przyjacielu
milczysz.
Ty mój drogi przyjacielu
tańczysz.
Zgodnie z naturą.

Nie podam Ci piłki,
nie oddasz mi.
Mogę Ci powierzyć tajemnicę
nie zdradzisz jej nikomu,
Masz moje słowo kiedy trzeba.
Mam Twoje puste oczy,
gdy ilość spojrzeń mnie
onieśmiela.

Dziś Cię widzę,
z dnia na dzień
czujesz się gorzej.
Ja też.
Ty wciąż milczysz,
Zabawa jest smutniejsza,
Taniec nudniejszy.


Nastał słoneczny dzień,
A Ciebie już nie ma.
Nie ma Twojego spokoju,
jest mój niepokój.
Dziś jest pięknie,
Tęsknota zżera,
Bagno świata się otwiera.


Cieszyć mnie cieszyłeś,
W końcu
uświadomiłem sobie,
że swoje przeżyłeś.

Nic

Dziecinnie prosto jest kłamać,
dziecinnie prosto jest łgać,
bawiąc się w piaskownicy
umierać w przekonaniu,
że mam rację.

Uknuć spisek,
odciąć łeb,
spalić wstyd.
Trudniej rzec
miałeś rację,

Odchodząc od życia
na własne życzenie.
Konsultować życie z najbliższymi,
odejdę wkrótce.

Okno już otwarte,
zapach nowej wiosny,
nowego świata
mętnieje chemicznym
przywiązaniem.

Kolor zieleni sprawia ból,
Wiosna kroi życie na nowo,
bez przeszkód dłonie okaleczone.
Za nędzne "Przepraszam"

Lament

Za mgłą alkoholu,
za słów barierą
za ukrytych westchnień
pożądaniem.

Szukam siebie
Szukam czerwonej krwi koloru
Szukam światła w jasnej ciemności
Twoich chorych oczu zielonych.

Dziś skonam,
jutro zmartwychwstanę.
Dziś umknę światu
wyprutego szczura
Jutro ukocham.

Skończonym lamentem,
tchnienia pożądanego ciała,
słyszę chore głosy.

Wiosenne Przesilenie

W ustach mętnego lamentu,
w słowach przemielonej krwi,
w gestach pantonimowej
czeluści.

W ustach złego człowiekach,
w słowach mego samego,
w gestach warzywa,

W kiełkach nowego życia,
w czarnego humoru kurtynie
siedzę Ja.

Ja zły,
Ja szczery.
Ja chory,
Ja psychiczny.

Ufam w Twoją dobroć,
Ty moim sumieniem,
Boże nie życzę
nikomu.

Ty moim sercem,
Boże nie czuj
do każdego.

Ty moją jednością
w przeczności,
Ty ma dobroć,
Ty me piekło.
Ja duszę się w Tobie,
Ty dusisz się we mnie.

Ty mnie pożądasz,
jak  Ty mnie pożądasz...
A jednak,
Twe gesty świadczą,
żem nikim.
Mój wisielec,
zaprzyjaźni się z Tobą.

Ja zaprzyjaźnię się z Tobą.

Krzyż

Przykuty do krzyża,
moich fobii.
Patrzę na was
na was zahipnotyzowanych
kłamstwem.
Was zahipnotyzowanych
obłudnych.
Widzicie biedaka konającego
na krzyżu.
To nie Wy uciśnieniu
koroną cierniową.
No nie wam
krew płynie
strumieniami.
To nie wam serce z kamienia
pęka.
Ja przeżyłem trzy upadki,
Ja zebrałem upokorzenia
Czternaście stacji
męki.
Czternaście stacji
waszej ucieszy.
Ja skradłem wasze dusze,
Ja was sprzedam.
Wy mą koroną,
Wy mą włócznią.
Szydząc ze smutnego człowieka
nie rozumiecie.
Co mą myślą,
Co mym pożądaniem.
Za Trzy dni
napiję się wina.
Wśród mych dobroci,
Zgrzeszę jak Wy grzeszyliście
Poddam się kobiecie
Poddam się jej pętlom włosów.
Szkarłatnym ustom
Utonę w szczęściu,
Do momentu
aż nadejdzie ojciec.

Perfumy

Ukróciwszy me męki,
Ukróciwszy me cierpienia,
jestem złotym człowiekiem
bez wątpienia.

Ukróciwszy celibat,
Ukróciwszy zło wrogość,
jestem czystym człowiekiem
bez wątpienia.

Tam gdzie kwiaty pachniały
zgnilizną.
Czuję różę,
Tam gdzie czułem przyjaźń
Czuję obłudę.
Tam gdzie złoty człowiek
tam zardzewiałe problemy.
Tam gdzie piękne słowa
tam banalność.
Tam gdzie piękny wiersz
tam płytkość.

Drogi poeto z XV wieku
Ja Cię nie rozumiem.
Rozumiem teraźniejszość.
Rozumiem Twe uczucie
Nie rozumiem Twych Słów.

Nić

Bawię się Twoimi włosami
są jak nić Tezeusza.
Pachną jak laury
Ciężko oddychający człek
Pragnie Cię.
Mogłabyś spojrzeć na mnie,
Mogłabyś powiedzieć coś.
Ale nie.
Chcesz bym był
powiedz to.
Chcesz bym odszedł
odejdź pierwsza.
Całuję Twe usta
nie smakują mi.
Woń tanich perfum
gasi pożądanie.
Zrozumiałem,
że nie chcę Cię
już nigdy
tylko zapalę na
grobie znicz.

Destrukcja

Jak nazwać rozum?
Jak nazwać serce?
Tam gdzie doskwiera samotność
Tam rozum umiera,
Tam gdzie rozżarzony węgiel
tam serce umiera
Gdzie złoty środek?
Gdzie ukojenie męki?
Ogrzewać się czułością
jak przypalać ciało.
Ochładzać się myślą
zamarzać jak na krze.
Czego brakuje?
Słowa.
Jednego małego
słowa...