środa, 30 lipca 2014

Dusiciel.

Paskudny wąż nie udusił nikogo,
przeslizngął się obok,
nikogo nie złapał.

Zły w swym postępowaniu,
targnął się na następną zdobycz,
choć brakło subtelności,
brakło łgarstwa,
w jakim żył.

Poskromił, to co by zaistniało.
Zrzucić skórę musi.
Choć zabrakło kilku płynnych
ruchów.
Brakło jadu, jakim mógł
napoić swoją ofiarę.

Odrobiny,
jaką mógł uśpić
jej kołatające serce.
Brak jej  siódmego skrzyżowania,
A może brakło pamięci
o nim...

Tak splamiony
uwiesił się na drzewie,
na którym zaplanował
zgrabnie usiąść,
bezgranicznie wierząc
w swoje siły,
bezganiczne pragnąc
tylko cierpienia,
by samemu istnieć lepiej.

Brakło mu odwagi,
by zaistnieć wtrórnie.
Czekając jak
zeżre swój okropny,
paskudny,
brudny,
niechlujny,
bezczelny
ogon.

niedziela, 27 lipca 2014

Cóż począć?

Wrzaskiem i czułości chwilą
mieni się jego życia blada twarz.
Pragnąc jej,
drapiąc swe rany niepogojone.
czegoś tu brak?

Pędząc na złamanie karku
pożądać tylko tej jedynej.
We śnie i na jawie,
 zabłądzi w tej całej miłości
koniec końców jej uśmiech nie mówi,
ile znaczą wysiłki jego ....

Choć nie potrafi powiedzieć
"Kocham Cię"
Nie dlatego, że ona nie pokocha jego
Nie dlatego, że w gruncie rzeczy
łaknie odrobiny złego.

Tylko po to, by księżniczka się zbudziła,
zjadła kęs jabłka,
zgubiła swe ciało w jego ramionach.

Choć błądzi nie potrzebnie,
pragnie znaczyć coś więcej.
Bestia w nim niemała,
anioła potrafi
wszakże odrobinę wyzwalać.

Pędząc na złamani karku
żąda tej jedynej.

Choć jej oczy dziwne,
 bliżej nie opisane
nie wie co począć,
gdy widzi jej jasno-brązowe
może z lekka zielone
może troszkę blade.
Nie wie...
Cóż począć?

Spoglądając na to wszystko
patrzę i nie wierzę,
ile miłość potrafi zmienić
i odebrać ludziom,
ku swej ofierze
dla bogów.
Tych, których i tak nie mamy.

sobota, 26 lipca 2014

Radary

A gdyby tak zamknąć się na jakiś czas
zamknąć się w czterech ścianach
Ominąć wszystkie poranki przy wspólnych
śniadaniach.

Zamknąć swój rozum przed nieznanym.
nie widzieć osób,
które przypominają
jak się starzeć mamy.
Gdzie z godnością żyć
ku kresu naszych dni.
Robić tak, by pasowało
sąsiadce.
Przecież, przez nas
i nasze problemy
źle się jej spało.

Deszcze ciepłe
schować w chmury,
człowiek moknie.
Kto będzie suszył te bluzy?
Słońce gorące wystudzić,
Jak można kąpieli sobie odmówić?

Nie wracać w nocy do domu,
Przecież można podpaść
mieszkającym w bloku.

Matka krzyknie,
Babcia ręką machnie.
To całe narzekactwo
To niezły bajzel.

Zamknąć się w czterech ścianach.
Ominąć wszystkie śniadania.

Nie słuchać plotek
starych ludzi.

Nie żyć miłością,
która niektórzych oburzy.

Nie siedzieć przy ekranie w nocy
Ekran jasny
razi kogoś w oczy...

Nie martwić się
w co się ubrać.
nie dać się ze swej niezależności
nabrać.

Nie patrzeć na paluchy,
które wytykają
jak się tamci ludzie opychają.

Gdzie maniery tego chłopca?
Przecież to chamstwo!
Powinna być chłosta!

Banku daje zarobić
kredytów masę bierze...
Taki głupi,
Pewnie wszystkie te pieniądze rozwali,
nic nie rzuci w ofierze...

Zamknąć się w czterech ścianach
słońcem się nie martwić,
nie żyć,
Czyż nie będzie jaśniej?

piątek, 25 lipca 2014

Natchnienie

Przewracam stertę papierów.
Słucham muzyki całe płyty.
Szukam inspiracji
By tylko słówami zapisać kilka zeszytów.

Literka do literki
Słowo do słowa
być może ładnie brzmi, 
a może jest jałowa?

Skrzętnie staram się wyswobodzić
myśli plątające się nocą,
aby określić czym jest życie,
a ile to tylko duchy jazgocą.

Szepty słychać przy w nocnych rozmyśleniach.
Zapomniałem tysiące wierszy,
Który z autorów tak grzeszy?

Słucham pieśni,
Czytam innych ludzi wersy.
Potrzebnie, a może nie?
Któż to wie.

W pokrzepieniu rzeknę na koniec.
Napisz zdanie, może kilka słów.
Może kochając,
może nienawidząc.
Może lubiąc
Może i nie.
Nie wiadomo dlaczego
chcieć kilkoma słowami
ducha ukazać,
ku czci sztuce
swej niezdobytej.

Pociąg

W pędzącym pociągu jadąc
Widzę tylko migoczące obrazy.
Wątpliwe to wszystko,
jak gonienie za światłem
z dna morza.
Paradoks.
Cieszy rozmyta myśl.
Ile tego wszystkiego zostało.
Czy w pył kruche ciało
w piachu nie legnie.
A może utopi się we śnie...

Zgodnie z instrukcjami od starszych,
nie wiedząc ile w tym prawdy
nie wiadomo, czy to dzięki nim.
Czy też może dla nich?
Mknąć wraz z blaskami
Przemijających chwil,
w uśmiechu bladym zielonej nadziei
Szukając tych chwil.
Tu jest szaro,
deszcz tnie po szybach.
A stacja za stacją mija.

środa, 23 lipca 2014

Nie płacz.

Nie płacz moja miła...
To nic nie da.
Zasłużyłaś na potępienie.
W gruncie rzeczy,
całego w wstrzępach mnie zostawiłaś.
trzeba było obudzić się wcześniej.
Kiedy to ten czas
stał w miejscu.
Kiedy pot spływał z naszych ramion.
Kiedy usta splatały się w tańcu chimer.
Nie płacz mała,
Jam Ci tylko mną.
Czy dziś, Czy jutro.
Było minęło.
Nie wróci.
Zasłużyłaś na wygnanie.
Z umysłu mego.
Będąc na samym dnie
rozterek piekących.
gapiąc się na słońca
w innych duszyczek wschodzących
nie mogłem wylizać rany.
Miałem tylko siebie.
Dziś zostań z sobą
i zasmakuj.
Poczuj smak
Szarej drogi ku
czarnej dziurze.

wtorek, 22 lipca 2014

Witraże

Strudzony mękami życia.
Zmęczony rokiem picia.
Z napuchniętą mordą
z kumplem mym
najlepszym witając się,
tak z mą wódką...

W szaleńczo szarym świecie
Czy to w zimie, też w lecie.
Upadajac w  szczątkach wiary.
Widząc jedynie bezlitośnie
krwawiące rany.
Tu dostałem wpierdol,
tam przywitałem się z ulicą.
Jedząc resztki zamieszkały pod
psią piwnicą.
Nie widząc problemu
Przechlałem mego syna
pierworodnego...

Dziś leżę tu w prosektorium,
zastanawiając się co to za montstrum...
W grudniu mrozem nietknięty
Przy odwiedzinach w tydzień następny,
w mieście kamieni i świec.
Zupełnie przez rodzinę pominięty.
Za płynem tym już nie tęsknię.
W piekle me miejsce.
Pełen pogardy i żalu
Zabiłem siebie.
Człowieka, jakim niegdyś byłem...
Dla tego całego pieprzonego alkoholu...

niedziela, 20 lipca 2014

Złota Kobieta...

W majestatycznych narodzinach
wyśnionych, jak każdemu z nas.
Za szkłem i lustrami weneckimi
złotówkę dostała.
Wzgardzając się przed
biedotą.
Potwory swe wzbudziła.
Anioły swe zabiła.
Rzucając padlinę, choć stać
na coś lepszego.
Złotówką dalej karmiona.
Idąc przed siebie,
Karmiąc swą próżność
oddalając się od istnienia
Ludzkim odruchom
"wymiociny" nazwę nadać.
Krętą drogą, zniszczyć obraz
jakim godność.
Wśród świateł
Wśród ciemności
Diabeł jeden,
a  w lustrze
nie widać zła
jaki stworzyła
idąc przed siebie.

sobota, 19 lipca 2014

Narodziny problemu.

W ciemnym grobowcu
złych myśli
iskrzących nad wrakiem
człowieka niegdyś
silnego, rześkiego
pełnej energii do życia.
Zatracającym się w teraźniejszym czasie
pamiętającym o złych chwilach w przeszłym czasie
i nie patrzącym różowym okiem na to co może stać się
w przyszłym czasie.
Goniącym za tym co palące
W ciemnym gorowcu
złych myśli
Ekwiwalentem gorejących słów szeptanych
w uszach, umysłach.
Pusta, smutek, litry łez.
Jedynie ptaki fruwające na dnie
zwiastują przyszłą burzę
srogą, bezwględną
piękną
by rozstrzaskać w pył
kamienie
kamienie, które
jak smoła zalewają ciało
bez powrotnie.
Burza uderzyła swym blaskiem.
Roświetłiła złe myśli
nadzieją.
Gula ugrzęzła w gardle szeptów.
Milkną.
Strach wybawieniem od smutków.
Biała poświata lepszych czasów
zrównała grobowiec...
Nikt dziś nie umrze w samotnej skale
myśli zjadających zdrowy rozsądek.

Stojąc z lufą przystawioną do skroni
Pan z łzami w oczach zrozumiał.
Gdyby nie noc, nie mógłby nastać dzień.
Dzień, który cieszy bardziej
niż pocisk w skroni.

piątek, 18 lipca 2014

Ruda

Lekko zuchwale, trochę niedojrzale
ciągle myśle o kiełbasie
Myślę, co by dać mym gościom
przecież nie mogą wyjść najedzeni przenośnią.
Na razie siedzę u fryzjera
Tu mnie przyciął, tam z lekka krew się wyciera.
Ale to nic i tak go lubię, że jego ręka to nie atrapa.
Siedzę i siedzę,
Skrobie, głaszcze niemiłosiernie
biadoląc o pogodzie, to wszystko takie bezimienne.

Ciągle myślę o tej dziwnej istocie
krzykliwej, mającej muchy w nosie.
Tu miła, tam sroga.
Jak do Boga to tylko trwoga.
przenikliwie szydzi,
oczernia i pali me szyki.
Działaniem swym niezmęczona
Zbiorem myśli bezczelnych upamiętniona.
Zapomniana wcale
Biorę głęboki oddech, bo to nie leży mi
najmniej.
Tudzież spodobała mi się ta kobieta
czerwone włosy, trochę ona nadęta.
Wypaść z pamięci nie może.
Żarówka w mózgu gasnąca nie pomoże.
Rude włosy jej,
Ciągle chrypi mój głos, jak przypomnę sobie
wdzięk jej.
Bezczelności, trochę kpiny nadało czaru
a to wszystko to nic.
Jakkolwiek by to nie zabrzmiało.
Lubię ją z czy bez szmalu.

czwartek, 17 lipca 2014

Uniwersum

W planetarnych zgięłku
gwiazdy mrugają do nas.
Ugrzęznęliśmy w czarnej dziurze
braku miłosierdzia,
gdzie wąż zjada swój ogon
by trwać.

W braku wszystko mieć
we wszystkim brak uzyskać

Krzątając się w kosmosie
zrywając skórę.
Jadem pluć na wszystkich
bo każdy inny.
Gdzie inny
znaczy groźny.
Tutaj w kosmosie
jednakie tylko
Ci którzy
uwierzyli w bladą plamę
świetlistą.

W braku wszystko mieć
w wszystkim brak uzyskać.

Strącając jaźń
na kryształy dziwnego proszku
zamienić.
Będąc skruszonym
słabego znaleźć.
W skurwysyństwie
hardość ducha
prawowitego
odkryć.
Jedząc truć
Dbać o siebie,
bo przecież można
można być ze snów
ukutym,
zbudowanym ze starszych gwiazd
lepką gliną zdala od meteorów.

W braku wszystko
we wszystkim braku uzyskać
.
Plątając się pod nogami
blask zabierać tym ważniejszym.
Uderzać w grząską glebę bez tlenu.
utrwalając nicość wobec potężnej
mlecznej drogi.
Klecąc bez polotu
nadgorliwość zmieszać z ucieczką.
Prawda
Światło
Nieodparta duma.
Zuchwałość zamieniana
w brak uzyskany.

środa, 16 lipca 2014

Pustostan

Rąbek tajemnicy
zaklęty w pustostan 
magii niezrozumianej.
Bladym świtem przywitany
ten szary nic nieznaczący
przypadkowy
krzyk. 
Jałowe ściany 
odrapane 
Surowymi przemyśleniami
Rozbite szkło
nie tępi krawędzi
jak brzytwa ostrych.
Z każdym oddechem
Arteria wolniej przechyla
puchar czerwieni.
Wybita szyba
jedyną ucieczką.

Mech tylko wdrapuje się
niepotrzebny i nijaki
zielony chwast
z miłości do trwania
w bezowocnym życiu
Jakkolwiek by trwać.
Jakkolwiek by istnieć
Plamiony odrazą i zniszczeniem.
beznamiętnie chwytając wilgoć
z opuszczonej niewinności.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Może w morze.

Może jutro będzie lepiej
może później będzie cieplej
może zabiorą nas kosmici
może spleciemy setki łapek i nici
Może zabierzemy marzeń kupę
może poskładamy myśli do ładu
Może wcale pieniądze szczęścia nie dają
może w morze utopi się za chwil kilka.
Bo człowiek to liczba mnoga myśli "może"
Ograniczonych do zwątpienia w siebie.
Nic nie zrobi, gdyż odwagi brakuje na działań kilka.

Patrząc za siebie, zbiera rozmyśleń blaski
By przetrawić przyszłość i przeszłość.
Może brakuje chęci paru
Może za dużo poczuł jadu.
Może zabrakło opieki swoistej
może odniósł wrażenie, że w internecie coś kliknie
będzie dobrze.
Może zabrakło chwil z rodziną
może zachłysnął się wody kroplą.
Może zbiorów zachowań nie zebrał właściwych
może odniósł wrażenie, że od ludzi życzliwych.
Zawsze coś, nigdy nic.
Nie nasza wina, że "może" piękne słowo
by leniwie, troszkę odruchowo
życia nie przeżyć dziś.

niedziela, 13 lipca 2014

Istnienie myśli palącej

nie zadane pytania
nieodpowiedziane.
to wszystko to nic.
wolisz myśleć nad  odpowiedzią?

przestań, nic nie zyskasz
zaledwie pantonimę nie istniejących zdarzeń.

pozwól istnieć odwadze.
Szaremu człowiekomu myślącemu za wiele
szczęścia odwagi nadaj.

Bratnią duszą przyjaciel
Bratnią duszą rodzina
oni to nic.
wolisz by kto inny istniał za ciebie?

Lepką mazią  poskładać zdania
klej taki gorący
myśli takie świeże
jutro żal
NA BOGA!
jak mógł tak powiedzieć.

Z zardzewiałego pyłu
uchodzących blasków świateł
gorejącej duszy wystąpienia
Utworzyć kochający samego siebie
kamień, kochający mimo wszystko
Gdyż miliona nocy nieprzespanych
rzekł na koniec
to co uważał za słuszne.

sobota, 12 lipca 2014

Deja Vu

Reflektorów tysiące
palące  marzeń stertę
miliona tego samego
dźwięku wyładowania.

Choć pięknie,
ludzie klaszczą na raz.
Bo widzą swoją gwiazdę
znurzenie sięga sceny.

Palący gniazdem
czego chcą ludzie.
Ludzie chcą tego
za co płacisz.

Zbiorem utworów
poetyckich
kradnących skrawek duszy
myśli palących ogniem natchnienia
czystego.

Setki razy to samo
w kółko i w kółko.
Czym jest wariactwo?
Robieniem tego samego
Kalejdoskopem tego samego
Bawiąc się w Boga chwili
zaginąć w nużeniu życia.

czwartek, 10 lipca 2014

Ballada o dziewczynie cnotliwej

Marzycieli pełno na tym świecie
I dobrze
Wystarczy tego złego no przecie!
Stukotem kobiecych butów
Męskie sny spełnione
Kobiety "ego" napełnione.
Zbiorem komplementów suchych
serduszko pokrzepione.
Mówi skromnie
"nie żartuj, nie kpij"
druga strona rzecze tego piwa
jeszcze upij.
Cudzych rąk dotyk
w toalecie się utrwali
W uśmiechu na twarzy
wesołego chłopca
dziewczyna się zatraci.
Miękną nóżki
Na swoim miejscu jędrne cycuszki.
Ciało zgrabne niewinnie
po wszystkim wygląda.
Dziewięć miesięcy później
Matka krzyczy
"Gdzie mego dziecka jest tata!"

Oczy popuchnięte
Do matury szykowanie
Trzeba wstawić kolejne pranie.
Dziecko rośnie jak na drożdżach.
A chłopca nie widać,
to jakiś koszmar!
Kaszki, mleczka, pieluszki brudne.
Dobrze, że jest babcia bo wszystko
mocno cuchnie.
Złośliwości nastał piękny koniec.
Przyszedł kordon owiec.
Tu cioteczka ładnie się uśmiecha
tak naprawdę żadna z tego pociecha.
Dziewczyna długo dojrzewała.
Bardzo żałowała,
że w tamtą noc
chwili za mocno się poddawała.

środa, 9 lipca 2014

D.

Splotem zdarzeń
Nie przemyślanych słów zbiorem,
Uwolniłaś się od smutnego
Obrazu poniżej godności.
Defektem splamionych uczuć
Zatracona w nocy
W końcu odżyłaś bez niegodnego
Demona,  który zniszczył niewinność kobiety.
Strudzona szkarłatem odziane twe nagie ciało. 
Trujących słów brudny umysł
W końcu zrozumienie na stało ku czci ofiar demonicznych zapędów.
Odwagi nie brakło,
By zabrać swą wolność
Wolności zdrowy tor nadałaś
Dlatego żyj,
Z otwartym umysłem
By demonów więcej nie spotkać
Na swej drodze ku dorosłości.

wtorek, 8 lipca 2014

Białe kaftaniki

W świecie mechanicznych osobników
w białych bez umysłu
pełzną ku niestrudzonemu trwaniu
Tam zbiegła się wygoda z niewolnictwem.
Roboty przygniatają siebie wzajemnie
by za kroplę oleju zniszczyć kawał blachy drugiego
Niestrudzenie za darmo niszczyć samego siebie
Gardząc niczego nieśmiadomemu drugiemu.
Czyniąc drugiemu co im niemiłe.
By kawałek innej blaszki dostać.
Stop metalu, kawałek papierka.

Wśród umysłów stępionych
niebieskie światła z kwadratowego pudełka
olejem napędowym, krótka hibernacja
śrub dokręceniem.
Piękącym żarem język cięty,
noga postawiona, by drugi przewrócony
wykpiony został.

Bestie
Jedne szczekają, drugie warczą.
Jeden dla drugiego Kainem.
Goniącym, by Abla zniszczyć.
Blaszki się mnożą, szczebelek po szczebelku
aż nadejdzie monstrualny potwór,
Nie do ugryzienia, nie do stłamszenia.
Godności brakło,
Roboty zniszczone.
Metalowe serce drga.
Z żywotów ciężkich
na złomowisko trafić gdzie każdy taki sam.

czwartek, 3 lipca 2014

Rozbite Szkło

Kroczysz ciemną doliną
sępy krążą nad Tobą.
Za stężałym obrazem rozmazanego cienia
płacze dziecko nie chcące ognistej wody.
Kroczysz, ludzie spoglądają
nikt nie dba.
Po co?
Dla kogo?
Dla nikogo nic nie ważne.
Sępy krążą.
Wbijają swe pazury, dzioby
rozrywają ciało.

Dziecko płacze dalej.

Zabierają oczy, kradną słuch.
Co raz mniej słyszysz, ludzie nie widzą, ale mówią
nie patrzysz, nie słuchasz.

Wszystko u Ciebie w porządku.

Tutaj spłoniesz, nic nie zostanie.
Już nic nie zostało.
Tylko butelki dzwonią z tęsknotą przed wychyleniem
Kolejnym natarciem mgieł, pęknieć, wyrzutych wspomnień.
Spragniony z trzęsącą dłonią wychylasz kolejnego.
W dolinie ciemnej nikt Ciebie nie widzi, jesteś taki sam jak reszta.


wtorek, 1 lipca 2014

Ostatni nocny spacer

Wychodząc na przywitanie z Tobą,
chcę coś powiedzieć ale nie umiem.
Lęk przeszywa całe ciało, mrozem dotknięte.
Skrzydłami tulisz mnie do siebie.

Czy to już czas?
Nie martwiąc się o strach gasisz pochodnie strudzonego oddechu.
Chwytasz dłoń,
unosimy się ku zimnemu podmuchowi w tę zimową noc.

Nagość nie ziębi,  nie wstydzi.
Dziękować pozostaje tylko bez twarzy komuś.

W nieświadomości nadchodzącego jutra,
gdzie istnienie pochłonie życie,
spojrzę na Wasz bieg.
Nie doświadczę już go.
Już nie muszę.

Czarne skrzydła okazały się łaskawsze,
niż ten nasz kurwidołek złoty.