Wrocław,
To miasto przysparza mnie o mdłości, wszędzie ochlejmordy, studenciaki, dzieciaki, a przede wszystkim szarość. Szarość emanuje tutaj wszędzie poza rynkiem, który jest tak przeludniony, że wszelkie pyski, które grzebią po portkach nie swoich, mają parę złotówek więcej. Nic tutaj nie lubię, nie będę się rozwodził nad tym parkiem przy Orlętach. Muszę tutaj gnić, aby moja cudowna robota dobiegła końca. Pewien grubas dokucza mojemu klientowi i mam go uciszyć. Pewnie zapytacie mnie jak się nazywam… Wolę pozostać anonimowy, w zasadzie jestem znany pod kilkunastoma nazwiskami - Kowalski, Salvatore, Huntsmann, Bonnet, Smith – jak kurwa sobie życzę. W moim zawodzie anonimowość to podstawa. Jak coś się spieprzy lepiej nie winić mnie za to. Jestem tylko chłopcem na posyłki.
Śmierdząca odra – aż chce się pawia puścić. Dlaczego mnie spotkało, akurat te miejsce. Nie mogło to być SkyTower, albo jakiś kibel w galerii, nie musiałem dostać cynk, że będzie do pieprzony park, z gnijącą wodą. Jedne psy węszą, drugie srają. Muszę sięgnąć po fajka, bo nie wytrzymam. Marlboro nie ma nic lepszego… Ten dym w płucach, mieniący się żar oraz pieprzony smród skażonego tytoniu.
Minęła godzina i się nie zjawił, według zdjęcia jest to spasiony gość z wąsem jak Ringo z Beatlesów – ma gość gust… Pewnie koszula przywiera mu do ciała pod taką ilością potu, jaką wytwarza gruba warstwa skóry, czy co tam sprawia, że człowiek się poci. Owalny ryj sprawia, że wygląda potulnie, ale ten skurwiel sprzedaje akcje mojego klienta w biznesie, w którym nie powinno być miejsca na tego typu wygłupy. Kolejny gość w biznesie to mniej osób w garści. Tak to działa – skorumpowanie jednego człowieka nie jest problemem. Nastraszyć, obić, dać parę groszy. Kolejna osoba to kolejne koszty, które trzeba ponieść. W tym świecie jest więcej korupcji, niż amunicji na wojnie. Każdy tutaj bierze kasę. Lekarz za zwolnienie, „poprawną diagnozę”, profesor za zaliczenie, policjant za przymrużenie oka, wszędzie pieprzony wyścig szczurów, kto zapłaci więcej grzechy zostaną odpuszczone. Skoro to takie proste to, dlaczego ja mam wciąż pracę? Są ludzie, którzy nie poddają się magii pieniądza, z tego też względu wkraczam ja w beznadziejnych przypadkach, jakie istnieją w tej IV RP. Choć mam 34 lata, nie przeżyłem, ani jednego kryzysu osobowości, taki jest żywot syna z kazirodczego związku – zachwianą psychę masz od początku życia, tatuś którego zarazem jestem siostrzeńcem, mamusia ćpunka dająca wszystkim sąsiadom wokół na warszawskiej Pradze. Smutny żywot, więc trzeba było się uodpornić. Pierdolony wyścig szczurów, – kto nie jest silny upada.
Przyjechał. Swoim Mercedesem 280 z roku 1968. Trzeba przyznać, że dziad się dorobił. Wciąż siedzę na tej ławeczce, dziwię się, że jeszcze żaden pies mnie nie obszczał, ani ptak nie osrał. Robiąc krótki zwiad i zbierając informacje na Pana Tadeusza Mazurka, dowiedziałem się, że tutaj podjeżdża, co piątek po dostawę koksu. - Nawet szycha musi mieć furanko. Choć osobiście wolałbym iść na dziwki, w jego przypadku pewnie, nie wie gdzie ma fiuta. Podchodzi do niego gość widać, że spod ciemnej gwiazdy - nigdy tego nie rozumiałem, dlaczego dilerzy chcą być tak widoczni, starta bluza adidasa, Airmaxy jaskrawe jak jarzeniówka w mojej piwnicy, dres z pumy jamaica – zieleń i żółć – kurwa bardziej się nie dało. I oczywiście fullcap, nie rozumiem tej mody, ale widać, że łeb ma w mieście wysoki obrót, skoro takie osobistości sięgają jego, choć to pewnie tylko chłopaczek z miasta. Piję kawę zerkam kątem oka, cóż ten kapucyn wyrabia. Mazurek podaje aktówkę, łepek otwiera i jest. Wciska torebkę z amfetaminą, całkiem spora, na pewno nie jest to paczuszka, którą biorą gimnazjaliści, przy której pół osiedla zrobiło ściepę na 1g. Dobra rozchodzą się - wkraczam. Podnoszę się, wyciągam jakąś śmieszną odznakę z wydziału narkotykowego. – Jak już mówiłem, kto daje w łapę rządzi światem.
- Jesteście Aresztowani! - Rzekłem, choć brzmi to z moich ust dziwnie brzmi, młody spieprzył, grubas jak to grubas sczerwieniał i stał w bezruchu. Wyciągnąłem lipną plakietkę, Biznesmen był tak spanikowany, że nawet nie zwrócił uwagi. Debil…
- My nic… - Mazurek zdyszany.
- Jasne, to ja biorę amfetaminę i heroinę od jakiegoś chłoptasia. Idziesz ze mną Mazur.
Zapiąłem go wsadziłem do mojego Golfa VI i pojechałem do starej fabryki – przed sprzątaniem muszę mieć hecy, bo w końcu czy się stoi czy się leży czek mi się kurwa należy.
- Błagam Pana !!! Jestem wpływowym człowiekiem, mogę pana ustawić w zamian za wolność. Jeśli mnie pan wsadzi moi znajomi mnie wyciągną! – czułem smród jego potu za plecami oraz krople śliny na karku. Rzygać mi się chce.
- Namawianie do korupcji… Będzie jeden zarzut więcej. – zamilkłem, żeby dać mu do myślenia. I tak bym go zabrał do tej ruiny, ale niech żyje nadzieją, którą mu zabiorę . – Pojedziemy do mojego ulubionego miejsca tam się dogadamy.
- Dobrze, Dobrze. Zapewniam pana, że będzie pan zadowolony z propozycji.
- Zawsze mam to co chcę. – uśmiechnąłem się niby serdecznie, ale za kurtyną wiedziałem, że wpierdolę kulkę w ryj, a potem będę patrzył jak się wykrwawia.
Jechaliśmy w milczeniu, gdy spojrzałem w lusterko strasznie się wiercił, było to wkurwiające, bo samochód nie był pierwszej nowości i w dodatku wbijał mi swoje spasione kolana w fotel.
- Teee... Przestań się kurwa wiercić. Bo nawet na komendę nie dojedziesz.
- Prz...Przepraszam, ale... - zmarszczyłem brwi, musiał się tego przestraszyć, przez co się zamknął.
- Noo... A teraz włączymy radyjko, by ci umilić podróż do pierdla - chyba się uśmiechnąłem. Po czym włączyłem radio.
*Uwaga, Uwaga. Zaginął znaczący biznesmen w naszym kraju. Pan Tadeusz Mazur znany ze sponsorowania dwóch znaczących telewizji w naszym kraju, rozwoju giełdy, oraz niestety z afery narkotykowej.*
- Ty nie jesteś policjantem?!!!
- Jakbyś kurwa zgadł - uwielbiam się uśmiechać do przyszłego nazwiska w mojej kolekcji, gdybym nie był tak popaprany, nawet bym się przeraził jego tonu głosu.
- Więc k..k...kutasie k...kim jesteś?!
- Zwą mnie... - zamilkłem. ponownie się uśmiechnąłem serdecznie to Tadzika. - Jak chcesz żeby mnie zwali?
- Ty skurwysynu. - już beczał jak lala.
- Eeee. Matki w to nie mieszaj. - Zdenerwowałem się, no co? każdy może. Wyciągnąłem pukawkę, zatrzymałem się na ulicy zaparkowałem. Przystawiłem do łba.- słuchaj koleś, nie mam czasu na pierdoły, jesteś moim zleceniem. Mam Ci strzelić kulkę w łeb, ale tak bardzo nie lubię robić tego w samochodzie, bo panowie, za którego ci się powołałem węszą, jak cię znajdą to mnie już nie będzie. Więc masz do wyboru, albo wyjdziesz teraz i strzelę Ci w plecy, albo grzecznie pojedziemy i pogadamy jak facet z facetem w miejscu do tego przeznaczonym. Więc jak? - ech, zmęczyłem się, trochę perswazji wymieszanej z groźbą męczy bardziej niż sama groźba...
- Jedź k...k...kutasie. - zaczyna się jąkać, bardzo lubię te uczucie, kiedy respektują kata.
- Weź koksik, przyda ci się humorek. - rzuciłem mu paczuszkę, tę którą mu "skonfiskowałem", a grubas się rzucił na nią, tak się obsypał przez swoją zachłanność, szkoda towaru...
- Wypierdolę Cię... Zobaczysz kurwa ! Myślisz, że się Ciebie boję?
- No i proszę, trochę kokainki i kolega zaczął mówić poprawnie. Ale odpowiem Ci na pytanie, wiem że się mnie nie boisz, nie boisz się, bo wiedziałeś co Cię czeka za sprzedawanie po cichaczu akcji, których nie powinieneś sprzedawać. Ooo tak dobrze wiedziałeś, że ten dzień nastąpi. A wiesz czemu ? Bo to akcje na pierdolonym czarnym rynku. 30% to było mało ? Bałeś się tego trzymać w domciu więc postanowiłeś się podzielić?
Patrzył na mnie wściekłymi oczami, łapska trzęsły mu się niemiłosiernie, krew spływała pod nosem, a na garniturku biały proszek, przykra sprawa.
- Dość pieprzenia, jedziemy dalej. -włączyłem silnik. w radioodbiorniku nadal był nadawany tekst na temat porwania
Rozmawiam z komendantem głównym we Wrocławiu?
- Panie Komendancie, kto mógł to zrobić?
- Jeszcze nie wiemy, ale ustalimy to.
- Jak wszyscy wiemy, Pan Tadeusz M. miał konflikty z prawem, ale był chroniony przez profesjonalną ochronę przez długi okres czasu.
- To nie zmienia faktu, że nie mamy podejrzanych. Choć owi na pewno się pojawią w przyszłości, nasz specjalny zespół zajął się już tym.
- Bardzo złe wieści. Dziękuję za rozmowę. Dla Państwa Janina Cieślak.
Jechaliśmy w milczeniu, gdy spojrzałem w lusterko strasznie się wiercił, było to wkurwiające, bo samochód nie był pierwszej nowości i w dodatku wbijał mi swoje spasione kolana w fotel.
- Teee... Przestań się kurwa wiercić. Bo nawet na komendę nie dojedziesz.
- Prz...Przepraszam, ale... - zmarszczyłem brwi, musiał się tego przestraszyć, przez co się zamknął.
- Noo... A teraz włączymy radyjko, by ci umilić podróż do pierdla - chyba się uśmiechnąłem. Po czym włączyłem radio.
*Uwaga, Uwaga. Zaginął znaczący biznesmen w naszym kraju. Pan Tadeusz Mazur znany ze sponsorowania dwóch znaczących telewizji w naszym kraju, rozwoju giełdy, oraz niestety z afery narkotykowej.*
- Ty nie jesteś policjantem?!!!
- Jakbyś kurwa zgadł - uwielbiam się uśmiechać do przyszłego nazwiska w mojej kolekcji, gdybym nie był tak popaprany, nawet bym się przeraził jego tonu głosu.
- Więc k..k...kutasie k...kim jesteś?!
- Zwą mnie... - zamilkłem. ponownie się uśmiechnąłem serdecznie to Tadzika. - Jak chcesz żeby mnie zwali?
- Ty skurwysynu. - już beczał jak lala.
- Eeee. Matki w to nie mieszaj. - Zdenerwowałem się, no co? każdy może. Wyciągnąłem pukawkę, zatrzymałem się na ulicy zaparkowałem. Przystawiłem do łba.- słuchaj koleś, nie mam czasu na pierdoły, jesteś moim zleceniem. Mam Ci strzelić kulkę w łeb, ale tak bardzo nie lubię robić tego w samochodzie, bo panowie, za którego ci się powołałem węszą, jak cię znajdą to mnie już nie będzie. Więc masz do wyboru, albo wyjdziesz teraz i strzelę Ci w plecy, albo grzecznie pojedziemy i pogadamy jak facet z facetem w miejscu do tego przeznaczonym. Więc jak? - ech, zmęczyłem się, trochę perswazji wymieszanej z groźbą męczy bardziej niż sama groźba...
- Jedź k...k...kutasie. - zaczyna się jąkać, bardzo lubię te uczucie, kiedy respektują kata.
- Weź koksik, przyda ci się humorek. - rzuciłem mu paczuszkę, tę którą mu "skonfiskowałem", a grubas się rzucił na nią, tak się obsypał przez swoją zachłanność, szkoda towaru...
- Wypierdolę Cię... Zobaczysz kurwa ! Myślisz, że się Ciebie boję?
- No i proszę, trochę kokainki i kolega zaczął mówić poprawnie. Ale odpowiem Ci na pytanie, wiem że się mnie nie boisz, nie boisz się, bo wiedziałeś co Cię czeka za sprzedawanie po cichaczu akcji, których nie powinieneś sprzedawać. Ooo tak dobrze wiedziałeś, że ten dzień nastąpi. A wiesz czemu ? Bo to akcje na pierdolonym czarnym rynku. 30% to było mało ? Bałeś się tego trzymać w domciu więc postanowiłeś się podzielić?
Patrzył na mnie wściekłymi oczami, łapska trzęsły mu się niemiłosiernie, krew spływała pod nosem, a na garniturku biały proszek, przykra sprawa.
- Dość pieprzenia, jedziemy dalej. -włączyłem silnik. w radioodbiorniku nadal był nadawany tekst na temat porwania
Rozmawiam z komendantem głównym we Wrocławiu?
- Panie Komendancie, kto mógł to zrobić?
- Jeszcze nie wiemy, ale ustalimy to.
- Jak wszyscy wiemy, Pan Tadeusz M. miał konflikty z prawem, ale był chroniony przez profesjonalną ochronę przez długi okres czasu.
- To nie zmienia faktu, że nie mamy podejrzanych. Choć owi na pewno się pojawią w przyszłości, nasz specjalny zespół zajął się już tym.
- Bardzo złe wieści. Dziękuję za rozmowę. Dla Państwa Janina Cieślak.
Świetnie się czytało, polecam. Czekam na ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńniedługo ciąg dalszy.
Usuń