poniedziałek, 22 lipca 2013

Uśmiechnij się.

Pękłem,
duchem zostałem.
Kiedy Ty uśmiechałaś się do niego.
Szczęśliwie płynął czas.
U Ciebie słońce
u mnie deszcz.
Tam gdzie Twój zapach unosił się
tam snuł się duch.
Pamięć kuje,
serce pęknięte.
Gdzie byliśmy My stoję
samotny Ja.
Gdzie poznałem Cię
nigdy później nie pamiętałaś.
Strach opętał żywot
tylko mój.
Odchodzisz, przychodzisz
a ja pozwalam na to wszystko.
Powiedz mi dlaczego.
Dlaczego?

czwartek, 11 lipca 2013

Zeznania Żywego Trupa

Prolog

Kielich duszy.

Kiedyś chciałem napisać jakieś opowiadanie skończyło się tylko na chęciach jednak dziś mam dużo czasu dlatego też spróbuję swoich sił jako "pisarz".


Dusza

Anioły ją rozdzierają,
Słowa ją ranią,
Pocałunki koją,
czerwone oczy jak z krwi
napawają się strachem.
Boję się, wypalam się,
spadam w dół.
Potrzebuję pomocy,
nie dbam o Ciebie
Teraz się mścisz.
Błagam Cię o litość.

Łzy napływają do oczu
świat staje jak za mgłą.
Nie widać kto przyjaciel, kto wróg
Wpadam szał,
Ty pożerasz mnie,
ciało odmawia posłuszeństwa,
gdybyś była łaskawa,
trzasnąłbym drzwiami
wyszedł i w końcu zauważyłbym
kto jest wrogiem, a kto przyjacielem...

I gdybym miał kosztowności całego świata,
nie zda się to na nic,
jestem ściśnięty
jak gdyby wąż oplótł moje ciało,
im bardziej próbuję się uwolnić
tym bardziej czuję się duszony.
Potrzebuję kogoś kto mi pomoże,
kogoś silnego i opanowanego,
pełnego czułości jak i miłości.
Niech zdejmie ze mnie ten ciężar,
duszę się, oddech staje się czymś nie osiągalnym.

Czuję pękające kości, ból przeszywa mnie całego,
Chcę krzyknąć, niech ktoś przybędzie...
Nie zjawia się nikt, staję się dymem,
ludzie zapominają, nie dbają o pamięć
o ukojenie, spokój.
wiatr zabiera mą duszę to już koniec
błagania o litość...

Ławka

Wciąż czekam na Ciebie,
Wciąż wypatruję Cię na horyzoncie,
Czekając dopada mnie nostalgia,
A gdy Cię widzę,
Słowa nie mają znaczenia,
Chcę Cię przytulić,
Uśmiech, zakrywa skamieniałe wnętrze,
Staram się przy Tobie zmienić,
I odnaleźć iskrę,
 która rozświetli deszczowe dni.

Czekam...
Jednak nie nadchodzisz,
Oczekując Ciebie
brakuje mi tlenu,
Sekunda za sekundą,
Oddech traci znaczenie,
nastają deszczowe dni,
a ja wciąż czekam,
Zapominam czym jest uśmiech
gorzknieję.

Nie pozostaje mi nic innego
prócz modlitwy, Błagam Cię
Boże o moc, o nią, o światło,
o ciemność, o miłość,
o zazdrość, byle zjawiła się
Czekając na cud, zapomniałem
o kolorach świata,
Gdy zjawiasz się Ty.

Język chce powiedzieć "Cześć"
Usta chcą pocałować,
Siadasz na naszej ławeczce,
nie rozpoznaję w Tobie przyjaciela,
wroga,
Rozpoznaję Twoje oczy, błękitne jak
niebo, przeszyte bólem.
Jak woda, rozdarta wiatrem.

Siedzisz na naszej ławce,
ale nie widzę w Tobie nic
co było kiedyś istotne.

A jej oczy...

A jej oczy zielone
wypełnione nadzieją,
włosy piękne niczym
diabła w skórze anioła.

Usta szkarłatne
pożądane.
W oczach mych szklanych
pięknieje z dnia na dzień
a usta mówią Uwielbiam Cię.

Każdego dnia budzę się  z
myślą dziś odezwie się.
czekając na znak bym mógł
otworzyć usta,
by powiedzieć jej imię.

Przyjaciel

Kra biała, płynie na niej smutny pies,
 dziś nie jest jego szczęśliwy dzień.
Smutny, głodny, wychudzony.
Będąc w samotności mały chłopiec
 zbity przez swego ojca pijaka poszedł na rzekę,
zatopiony w smutkach przytłoczony brakiem miłości.
Z Łzami w oczach ujrzał drugą smutną duszę.
 - biednego psa.
długo nie myśląc wskoczył do lodowatej wody,
 płynąc zawzięcie.
Dopłynął dysząc.
Pies drapnął go ze smutnym spojrzeniem
 podobnym do oczu chłopca.
Kolor ich był niemal identyczny - brunatny brąz.
Mały, próbując podciągnąć się na krze,
niechybnie ją skruszył, a pies spadł z niej.
Wtulił się w niego nie mając sił
 - pies odwzajemnił uścisk wiedząc jaki jest jego koniec.
- Dziś poznałem prawdziwe uczucie przyjaźni. Dziś wielki dzień mój piesku.
Zwierzę kiwnęło głową, liznęło go językiem.
-  Dobranoc Mój Aniele.

Grzech

Trawiony przez życie
wypluty jak ogryzek
w nędznym świecie pełnym szczurów.

Obrzygany ludzką zawiścią
idę z podniesioną głową naprzód
Aby móc umrzeć spełniony.

Pełen obrzydzenia uraczony kłamstwem
uczę się na błędach nie zważywszy na mękę
godziwszy się z losem potępieńca
szukam otuchy w rozpuście.

Pełen Grzechu zamykam usta
aby patrząc na człeka unieść się pychą
Przenikając w głąb siebie chcę zabić
Okraść Bogacza, by sam mieć.

Poker

Serafie śpiewają,
Demony łgają,
Wszyscy grają w pokera.

Anioły stawiają miłość i nadzieję,
Diabły rządzę i pragnienie,
W puli wciąż niewinność.
Para dwóch kochanków,
świeżych poznanych przy poranku.

Diabły kareta asów,
Mały poker wśród aniołów.
Ciesząc się,
Mając Lucyfera pod sobą,
Chcą się z nim pieprzyć
nie znając oporu.

Bóg przychodzi sądzić swe niewiasty
pokornie klękają przy nim
klęczące niewinnie,
Jak przy chóralnym winie.

Dławiąc się zwycięstwem,
Pokusą i chcicą nażarte
Dziś grzeszyć będą,
Jutro łkać bezkarnie...

Diabły pokazu chcące,
dziś przygotowali pieniądze,
Niewinność poszła w las
ciało swe trzeba oddać.

Odwrotu już nie ma.
Kara spotka wszystkich,
Kto nie radzi sobie z życiem,
zginie w niebie jak i w piekle,
Bóg przystąpił na swój tron,
ciągle błądzący jego wzrok.

Zwykła Partia głupich kart
Grzech pragnący w życiu grać,
Anielice spokorniały dziś,
Jutro skończy się ich mit.

Dziś serafie wygrywają,
Jutro żyjąc smutno
nakierowane grzechem,
pokornie się wykrwiawiają...

Rozpusta w dobrym tonie,
dobrowolna w czyściu będąca,
tam gdzie nie ma prawości,
tam gdzie nie ma chciwości,
tam gdzie nikt nie pragnie,
tam gdzie wszystko mówi się
bezradnie.
Tam gdzie widzisz miłość prawą,
tam skrucha i paradoks.
miłość z rządzą pomieszana.
Ciągle diabeł pije do rana,
Bóg na tym przystaje.
Grzechu już nie ma.
Wszystko zaczęło się od niewinnego pokera...

Pomruk

Dziś bawię się z wisielcem,
Ty mój drogi przyjacielu
nie krzyczysz.
Ty mój drogi przyjacielu
milczysz.
Ty mój drogi przyjacielu
tańczysz.
Zgodnie z naturą.

Nie podam Ci piłki,
nie oddasz mi.
Mogę Ci powierzyć tajemnicę
nie zdradzisz jej nikomu,
Masz moje słowo kiedy trzeba.
Mam Twoje puste oczy,
gdy ilość spojrzeń mnie
onieśmiela.

Dziś Cię widzę,
z dnia na dzień
czujesz się gorzej.
Ja też.
Ty wciąż milczysz,
Zabawa jest smutniejsza,
Taniec nudniejszy.


Nastał słoneczny dzień,
A Ciebie już nie ma.
Nie ma Twojego spokoju,
jest mój niepokój.
Dziś jest pięknie,
Tęsknota zżera,
Bagno świata się otwiera.


Cieszyć mnie cieszyłeś,
W końcu
uświadomiłem sobie,
że swoje przeżyłeś.

Nic

Dziecinnie prosto jest kłamać,
dziecinnie prosto jest łgać,
bawiąc się w piaskownicy
umierać w przekonaniu,
że mam rację.

Uknuć spisek,
odciąć łeb,
spalić wstyd.
Trudniej rzec
miałeś rację,

Odchodząc od życia
na własne życzenie.
Konsultować życie z najbliższymi,
odejdę wkrótce.

Okno już otwarte,
zapach nowej wiosny,
nowego świata
mętnieje chemicznym
przywiązaniem.

Kolor zieleni sprawia ból,
Wiosna kroi życie na nowo,
bez przeszkód dłonie okaleczone.
Za nędzne "Przepraszam"

Lament

Za mgłą alkoholu,
za słów barierą
za ukrytych westchnień
pożądaniem.

Szukam siebie
Szukam czerwonej krwi koloru
Szukam światła w jasnej ciemności
Twoich chorych oczu zielonych.

Dziś skonam,
jutro zmartwychwstanę.
Dziś umknę światu
wyprutego szczura
Jutro ukocham.

Skończonym lamentem,
tchnienia pożądanego ciała,
słyszę chore głosy.

Wiosenne Przesilenie

W ustach mętnego lamentu,
w słowach przemielonej krwi,
w gestach pantonimowej
czeluści.

W ustach złego człowiekach,
w słowach mego samego,
w gestach warzywa,

W kiełkach nowego życia,
w czarnego humoru kurtynie
siedzę Ja.

Ja zły,
Ja szczery.
Ja chory,
Ja psychiczny.

Ufam w Twoją dobroć,
Ty moim sumieniem,
Boże nie życzę
nikomu.

Ty moim sercem,
Boże nie czuj
do każdego.

Ty moją jednością
w przeczności,
Ty ma dobroć,
Ty me piekło.
Ja duszę się w Tobie,
Ty dusisz się we mnie.

Ty mnie pożądasz,
jak  Ty mnie pożądasz...
A jednak,
Twe gesty świadczą,
żem nikim.
Mój wisielec,
zaprzyjaźni się z Tobą.

Ja zaprzyjaźnię się z Tobą.

Krzyż

Przykuty do krzyża,
moich fobii.
Patrzę na was
na was zahipnotyzowanych
kłamstwem.
Was zahipnotyzowanych
obłudnych.
Widzicie biedaka konającego
na krzyżu.
To nie Wy uciśnieniu
koroną cierniową.
No nie wam
krew płynie
strumieniami.
To nie wam serce z kamienia
pęka.
Ja przeżyłem trzy upadki,
Ja zebrałem upokorzenia
Czternaście stacji
męki.
Czternaście stacji
waszej ucieszy.
Ja skradłem wasze dusze,
Ja was sprzedam.
Wy mą koroną,
Wy mą włócznią.
Szydząc ze smutnego człowieka
nie rozumiecie.
Co mą myślą,
Co mym pożądaniem.
Za Trzy dni
napiję się wina.
Wśród mych dobroci,
Zgrzeszę jak Wy grzeszyliście
Poddam się kobiecie
Poddam się jej pętlom włosów.
Szkarłatnym ustom
Utonę w szczęściu,
Do momentu
aż nadejdzie ojciec.

Perfumy

Ukróciwszy me męki,
Ukróciwszy me cierpienia,
jestem złotym człowiekiem
bez wątpienia.

Ukróciwszy celibat,
Ukróciwszy zło wrogość,
jestem czystym człowiekiem
bez wątpienia.

Tam gdzie kwiaty pachniały
zgnilizną.
Czuję różę,
Tam gdzie czułem przyjaźń
Czuję obłudę.
Tam gdzie złoty człowiek
tam zardzewiałe problemy.
Tam gdzie piękne słowa
tam banalność.
Tam gdzie piękny wiersz
tam płytkość.

Drogi poeto z XV wieku
Ja Cię nie rozumiem.
Rozumiem teraźniejszość.
Rozumiem Twe uczucie
Nie rozumiem Twych Słów.

Nić

Bawię się Twoimi włosami
są jak nić Tezeusza.
Pachną jak laury
Ciężko oddychający człek
Pragnie Cię.
Mogłabyś spojrzeć na mnie,
Mogłabyś powiedzieć coś.
Ale nie.
Chcesz bym był
powiedz to.
Chcesz bym odszedł
odejdź pierwsza.
Całuję Twe usta
nie smakują mi.
Woń tanich perfum
gasi pożądanie.
Zrozumiałem,
że nie chcę Cię
już nigdy
tylko zapalę na
grobie znicz.

Destrukcja

Jak nazwać rozum?
Jak nazwać serce?
Tam gdzie doskwiera samotność
Tam rozum umiera,
Tam gdzie rozżarzony węgiel
tam serce umiera
Gdzie złoty środek?
Gdzie ukojenie męki?
Ogrzewać się czułością
jak przypalać ciało.
Ochładzać się myślą
zamarzać jak na krze.
Czego brakuje?
Słowa.
Jednego małego
słowa...