I choćby lufa doskonale leżała przy skroni,
i choćby drzewo gałąź mocno trzymało,
gdzie lina zawisłaby silniejsza, niż zawsze
i choćby żyletka ostra, jak brzytwa
zostawała po sobie cienkie czerwone
rozterki.
i choćby trucizna paliła gardło i odebrała
oddech dławiący.
Choćby brakło anielskich słów.
Ty w duszy czysta,
na ciele splamiona,
nie poradzisz.
I choćby zamknąć oczy w wannie,
czekając na umilknięcie płuc,
i choćby poddać się temu panu
w czarnym odzieniu,
i choćby brakło tlenu w oddechu.
i choćby rzucając się pod koła
piszczącego wozu.
Czekając na kosę Pana śmierci.
czy nie zastanowić się po co?
Bo choć świt pełen mroku,
bo choć nadzieja pełna smutku,
bo choć szczęście zamienia się w łzę.
To jednak warto wierzyć...
I choćby przerosły cię oczekiwania bliźniego,
i choćby zabrakło odwagi, by powiedzieć swoje zdanie,
i choćby czarny rumak zawył nad twą śmiercią,
nie istniejesz, bez siebie,
pełen smutku, pełen gorącej krwi,
która płynie w tutejszym ciele.
Choć brakło ci odwagi,
choć smutku nikomu nie nadałeś,
pamiętaj...
Sobie życie odebrałeś,
ale innym problemy swe oddałeś.
Stojąc w mroku,
Stojąc na straży przed snem
okrutnym.
Bądź...
Nic nie wiedząc
spaprasz innym
to na co nie miałeś odwagi,
bo jesteś brzdąc.
Matce jej dziecię odebrałeś,
co roku w listopadzie opłakuje
przy kamieniu...
Codziennie sny na jawie
karmią koszmarem życia,
że nie znała swego syna,
że nie znała swego dziecięcia.
Czy coś mówiłeś?
Czy mówiłeś, ze nie masz po co żyć?
Czy mówiłeś ile zła cię otacza?
To ci powiem człeku.
Złem jesteś ty,
złem jest twoja myśl,
którą upajasz swój chory umysł.
złem jest twój psi skowyt.
Umarłeś, spaliłeś swe ciało,
dla popiołów,
popiołów, które widziałeś,
choć ich nie było.
Sam jesteś powodem
mroku jaki cię pochłonął...