wtorek, 23 września 2014

List do siebie.

Co z tego że żyję?
Czy nie zabieram tlenu potrzebującym?
Czy nie kradnę komuś miłości?
Czy gubię wątek istnienia?
Nie wiem,
Być może.
To ta cierniowa sfera.
Potwonym koszmarom
oddawać pokłon.
Budząc się rano,
zasypiając co noc,
Krzątać się wśród
poplątanych emocji.
Odbierając,
czasem dając.
Czy nie problem w tym,
że żyję i mam się dobrze?
Mimowolnie brakuje oddechu.
Gubiąc się w swym rozrachunku.
Biorąc życie za łeb.
Nie czekając na to jaki będzie tego kres.
Kiedy nastanie choroba
wtedy ginąc w samotności.
Trącany kijem niezbyt przyjemnych gości.
Banalne to wszystko
Pytań szerokie grono.
Odpowiedzi  jakby takie niewidzialne.
Zwracam się do Boga czy też mogę
oddać się ciemności.

Pozytywka

zamknięci w lustrach,
powykrzywiani w odbiciach,
zgrabnie barwią zagadkowe twarze,
rosnącą niewiadomą,
ciemnością nie stłamsić.
Karmić grymasem uśmiechu
straszne postaci.
To My,
to Ja,
to Ty.
Te istnienia istnienia nasze w pudełku zamknięte.
Patrzą na nas z góry,
w pozytywce różowej pogubieni.
Wśród nas samych porażeni istotą rozkoszy.
Muzyka brzęczy, obrazy bardziej śmielsze.
Kręcąc się w kółko trzymając się za ręce
Zamknięci w sobie.
Ciszą się karmiąc. 

poniedziałek, 22 września 2014

Studnia

Grzesznymi gestami ucieszę brać,
spalać rosnące w nas szczęście.
Choć mijając się z prawdą istnieć w amoku.
Upojony emocjami nieprawdziwymi,
zęby szczerzyć, w dobroci chwili.
Forma przerosła treść,
Idea istnienia naszego przejaskrawiona.
Mimo chmur, rosnąć dla chwili naszych,
które były, są i będą.

niedziela, 7 września 2014

Kara nocy nieprzespanej.

W krótkich barwnych chwilach,
barwnych jak wiosenna jutrzenka,
przerosły godne oczekiwania
miłości nastałe, blakłe.
Płci przeciwna jasna i rosła w oczekiwaniach,
butelki trunku padły w blasku księżyca.
Rosły niespełnione,
godne następnego jutra.
Pobladłe twarze spoglądają na wszystko w okół,
Choć jutrzenka trwa w nalepsze,kosze.
niesprawiedliwy Bóg karze myślą,
sumieniem,
by pamietać o tch, których uczucie uplotło,
jak wiklinowe kosze.
Majowe słońce, wybrało nie odpowiednie słońce
by świecić w najlepsze,
blaski świata kochać chcą wszystko różne,
ale zostaje tylko Ona.
Ta niesprawiedliwa, która ryknie
przed skazanym,
przed prawdy mijającym osobnikiem.
Choć bije północ przy tronie swym
sięga każdego,
 Przerosła chwila nad treścią,
Przeniosła swą moc galaktyczną,
wśród świtów i blasków
wśród zmierzchow i  mroków.
Gdzie godząc to co nie uniknione,
a to co nie przeminie,
wśrod nieznanych słów,
których brakło.
Umrzeć pozostało. 

poniedziałek, 1 września 2014

obyczaje.

W szeregu za zbawieniem,
gorejącej wierności szukać
nie szukając.
Krzycząc głośno o swej wierze.
Flagi o niebiańskich barwach
chowają w głębinach starej komody.
Ucząc etyki życia,
zapominając o swym życiu.
Ciągle brnąc ku zbawieniu.
W słoneczną niedzielę biegną
w spranych garniturach,
by Kowalska zobaczyła.
Jakże wspaniali to ludzie.
W domu bluźnierczy wrzask,
drzwi na cztery spusty zamknięte
przed Panem z koroną na głowie.
W szczurzej norze zamknięci
zamroczeni białym trunkiem,
mądrości nadawać niemądrości.
Cokolwiek, by nie zrobić
Polak, wie co dla świata najlepsze.