poniedziałek, 2 lutego 2015
Wroc(love).
Szedłem ulicą. Styczeń mroził twarz, a wiatr wybrzmiewał sonaty, które brzmiały przyjemnie, wymieszane z zgiełkiem ulicy. Na dnie świdnickiej wybrzmiewały skrzypce, a tłum przechodził w te i we te. Więc tak wygląda życie. Znieczulica zmieszana z pasją, mróz obkupiony najrozmaitszymi rodzajami garderoby. Czterdzieści kroków dalej jakaś Pani niewidoma nie mogła trafić do McDonald's, a ten piękny świat, żyjący sukcesem, młodością przechodził. Przechodził patrząc z bezradnością i politowaniem. Światła flesza smartfonów na wskroś przysłoniły ludzkość, hasztagi zaszyły empatię.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz