Szedłem przez lata setki
może nawet tysiące
zabrakło mi tchu
gdy w miłość wdarł się Bóg
Szedłem dalej by móc sięgnąć
sięgnąć nieporanionego człowiekiem
potem skrzętnie pomrukiem zaniosłem się pychą
moje ciało zaniosło się cielesnością
dusza krwawiła niczym ostatnia
zaniosłem się ludzkością
takie proste
takie banalne
gdy szkło dotknęło kolejnej tkanki
tak wspaniałej
niczym by stworzyły światy
tak brakło tchu
tchu
choćby zetknąć się ze światem
a zamysłem jego było umrzeć
w niepokoju.