niedziela, 29 czerwca 2014

Piekielna podróż na świętej ziemi

W czterdziestu dniach
popalonych blaskiem nicości
żyć skrawkiem chleba i wody
Palącym żywym ogniem wiary
Smutkiem diabelnego czasu.

Stojąc na krawędzi wskazówki zegara
zaciskać pięści do krwi
Jak malowane pędzlem
Muncha niebo krzyk zadowolić.

Piekielne wyczekiwanie
Strudzone myślą wiotką
Która brnie w mózgu
do światła wyłowionego z ust.

Zaczynając coś układać
na wskazówkach czasu
przemijającego na niekorzyść słabych
korzyść niestrudzonych optymistów

Brnąć, brnąć ku światła zbawienia.
Czterdziestu dni zbliża się kres
to nie istotne w pięknym czasie
Ale ciężkie w nocy bez światła.

Pędząc ku wyczekanej chwili
głębokiego oddechu
Wdech, wydech
Trzeba tego, by osiągać miłości kręgi niebios.

Ku czci piekła,
Ku czci nieba
Ku czci wszystkiego co mamy.
Ku czci tego czego pragniemy.

Dbać o to co nieskalane myślą ludzką.
Czego nie dotknąć cierniem brudnej myśli
By nie rozłupać na kawałeczki
nie do złożenia.

Łkać, szlochać by splamioną goryczą świata
Nie zniszczyć pięknej czystej nadziei

Księżyc

Księżycowy blasku
Patrząc w oczy Twe
Chciałbym wierzyć,
wierzyć w  krótką chwilę,
że powstanę z gotowanego pustką umysłu,
do którego noc zabrała.

Przylegając do pierza białego
pełnego robali wspomnień
chciałbym wciąż wierzyć.
Czeka na nas szeroka droga
w której zmieścimy się wszyscy wypchani
z sennej piękności
nie muskanej żadną czarną siłą.

Tutaj jesteśmy wszyscy, zabrani dla nocy
co by płacz wsiąkał w pierz,
bawiąc się w niemyślenie,
uciekać ku tysiącom spraw
które nigdy się nie wydarzą,
wstawać rano, nie myśląc o tysiącach
jednakowych struktur egzystencji
jestem z Tobą dziś,
Jestem z Tobą jutro
i na zawsze.

Patrzysz,
Patrzę na Ciebie,
to wszystko rozgrywa się wolno
Wolniej niż chciałbym
wolniej niż mógłbym sobie wymarzyć
dbasz o to, by smutek pętał umysły ludzi do niego stworzonych.

Nie dbając o niuanse i konsekwencje kradniesz sen.
Zostaję z Tobą w nocy.
Nie myśląc o Tobie w dzień,
pragnę wierzyć, że czarny kurz,
który zostawiasz
nigdy nie zostawi kruczego pióra
śmierci wiecznej.

czwartek, 19 czerwca 2014

Broniąc godności Kazimierza

Krzywdzie świata przepalać szlaki
dla pięknych słów, pięknych słów
ludzi pełnych strachów.
Uciekając przed rzeczywistością
lgną do kłamstwa, kłamstwa pięknego.
Słów pełne usta.
Napchane niczym chomicze poliki.
Brnij,
Sięgaj,
I tak nic nie znaczysz.
Pal wszystko wokół.
Kłam.
Ktokolwiek Ci powie, że robisz źle, powiedz sobie ile z tego.
Jesteś kowalem życia, blasku światła przepadniętego myślą
piachu w którym legniesz.
Mów szczerze, z miłością i oddaniem,
powiedz czyż nie lepiej?
Raczej nie.
Karty jawnie rozdajesz, wszyscy wiedzą jak Cię oszukać.
Szczurze nory rozpadają się pod naporem
naporem brudu kolejnych.

sobota, 14 czerwca 2014

Pejzaż życia niesplamionego.

Chciałbym powiedzieć Ci...
Ile wyłuskałem obrazów
Wydmuchanych polerowanych
w drzewie życia.
Chciałbym wierzyć, że są prawdziwe
Ile marzeń spełnionych przebranych
uplatanych w rzeczywistość
spłukanych w rzecze pragnień.
Chciałbym powiedzieć Ci...
Ile dałaś słodkich słów
ile dałem słów
pełnych królewskich cnót.
Chciałbym rzecz, że chciałbym wierzyć
że poradzisz sobie w obrazie
Który wyskrobałem.
Ale i tak.
To nic.
Ten obraz choć piękny
nie oddam nikomu
on jest mój.

sobota, 7 czerwca 2014

Maska

Wszystko chuj strzelił
gdy pojawiłaś się
muskając Twe usta
boję się.
Gdy dotykam Twe piękne ciało
boję się.
To wszystko to nic
jestem kroplą w morzu.
Bawię się udając, że nie istniejesz
nic nie jest piękne
nic nie jest brzydkie
Obojętność...
Tyle ma Twarz znaczy
udając Pana Świata
klnę i płacze do poduszki.
Ratunku! ja nie chcę,
nie chcę być uzależniony
od krwi płynącej
w Twych żyłach.
Pachę różą
Pachnę pieprzem.
Pachnę Tobą.
o tym marzę, o tym marzyłem.
Teraz gdy to nastało
nic nie jest takie samo.
Wciąż Kocham, wciąż miłuję
Miłuję, ale nie Ciebie.
Dzięki Tobie uznałem ile znaczę dla świata
Jestem płomyczkiem w ogniu
jestem liściem wśród lasów.
Jestem Tym kim pragnąc
nie chciałem być.

piątek, 6 czerwca 2014

Lot.

godząc się z przeszłością
nie myśl o przyszłości
strach zgasi ogień twej
duszy
a wiatr rowieje cudowne
chwile, smutne przywróci.

wtorek, 3 czerwca 2014

Chwila ulotna człowieka szczęśliwego przez sekundę

trzewia opadają
niczym puchar zalany winem.
gdzie wśród wariactwa nieokrzesanego
ginie ktoś.
ktoś nieznany.
nikomu nie będący bliskim
przygnębiony pustką
targnął się się tam
gdzie czas tyka tylko umownie.
Nigdy nie znał nikogo
Nigdy nikomu się nie żalił.
nikt nie wie kim jest.
Patrzą na niego biorąc tyle
powietrza w płuca
kości pękają.
Nie pamięta swego imienia.
pamięta tylko trzewia
szkarłatnym szalem oplecione
zalanym wodą,
mokry, brudny i nijaki.
Istnieje tylko przez chwilę
potem pada zapomniany przez  świat.