popalonych blaskiem nicości
żyć skrawkiem chleba i wody
Palącym żywym ogniem wiary
Smutkiem diabelnego czasu.
Stojąc na krawędzi wskazówki zegara
zaciskać pięści do krwi
Jak malowane pędzlem
Muncha niebo krzyk zadowolić.
Piekielne wyczekiwanie
Strudzone myślą wiotką
Która brnie w mózgu
do światła wyłowionego z ust.
Zaczynając coś układać
na wskazówkach czasu
przemijającego na niekorzyść słabych
korzyść niestrudzonych optymistów
Brnąć, brnąć ku światła zbawienia.
Czterdziestu dni zbliża się kres
to nie istotne w pięknym czasie
Ale ciężkie w nocy bez światła.
Pędząc ku wyczekanej chwili
głębokiego oddechu
Wdech, wydech
Trzeba tego, by osiągać miłości kręgi niebios.
Ku czci piekła,
Ku czci nieba
Ku czci wszystkiego co mamy.
Ku czci tego czego pragniemy.
Dbać o to co nieskalane myślą ludzką.
Czego nie dotknąć cierniem brudnej myśli
By nie rozłupać na kawałeczki
nie do złożenia.
Łkać, szlochać by splamioną goryczą świata
Nie zniszczyć pięknej czystej nadziei